TAK Trump potraktował Nawrockiego. Rosyjski przywódca był witany, jak król. Skandal

Kancelaria Prezydenta wrzuciła do sieci pierwsze zdjęcia: czerwony dywan na płycie Joint Base Andrews, przejazd kolumny i nocleg w Blair House. Brzmi jak podręcznik dyplomacji. Tyle że na kadrach nie widać jednego – przedstawiciela polskiego MSZ. W środę Karol Nawrocki siada z Donaldem Trumpem w Gabinecie Owalnym. O co toczy się gra i kto naprawdę pisze scenariusz tej wizyty?
Ceremonia jak z obrazka, pytania jak zawsze
Prezydent Karol Nawrocki wylądował w nocy czasu polskiego w bazie Andrews. Witała go Abby Jones, pierwsza zastępczyni szefa protokołu dyplomatycznego Departamentu Stanu, a do samolotu prowadził rozwinięty czerwony dywan. Potem kolumna pojechała do Blair House – oficjalnej rezydencji gości Białego Domu. Taki jest protokół, a Kancelaria Prezydenta zadbała o stosowne zdjęcia. Prezydent Donald Trump nie powitał jednak Nawrockiego osobiście
Plan dnia potwierdził sam Pałac: o 11.00 czasu lokalnego (17.00 w Polsce) powitanie w Białym Domu, wpis do księgi, prezentacja delegacji, 11.25 rozmowa w Gabinecie Owalnym i śniadanie robocze w Sali Gabinetowej. O 13.30 (19.30 w Polsce) – wystąpienie dla polskich mediów w Blair House.
Co dalej?
Kto w delegacji, kogo nie ma i o czym będą mówić?
Na liście towarzyszących prezydentowi są m.in. szef BBN Sławomir Cenckiewicz, rzecznik Rafał Leśkiewicz, wiceszef gabinetu Jarosław Dębowski, europoseł Adam Bielan i szef Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz. Zabrakło przedstawiciela MSZ – co publicznie potwierdzono i co już wywołało komentarze o „lataniu solo” przez Pałac.
Tematy rozmów? Bezpieczeństwo militarne, energetyka i sygnały w sprawie ewentualnych rozmów pokojowych dotyczących wojny w Ukrainie.
Jaki cel ma ta wizyta?
Karol Nawrocki w USA
Nawrocki w Waszyngtonie ma do zrobienia trzy rzeczy: pokazać, że ma bezpośredni kanał do Trumpa; podkreślić wspólny język w sprawie bezpieczeństwa; i nie pogłębić wojny domowej z rządem o to, kto prowadzi politykę zagraniczną. Brak MSZ w delegacji ułatwia opowieść o „samodzielnym prezydencie”, ale utrudnia dowiezienie ustaleń do codziennej współpracy z resortem. To ryzyko każdy w Warszawie rozumie – nawet jeśli nikt głośno nie przyzna.
Symbole już są: nad Blair House powiewa biało-czerwona, co w dyplomatycznym żargonie znaczy „gość specjalny, dobrze widziany”. Ale – jak mówią w kuluarach – liczyć się będzie nie fotografia z powitania, tylko jedno zdanie w komunikacie po rozmowie. Jeśli padnie konkret o współpracy militarnej i energetycznej, Pałac ogłosi sukces. Jeśli nie – czerwony dywan zostanie tylko ładnym tłem. A my dalej będziemy śledzić, jak „Nawrocki w Waszyngtonie” przekłada się na realne decyzje w Polsce.


































