Tragedia na rajskiej wyspie. Nie żyje polski turysta. Policja bada sprawę

Na portugalskiej Maderze doszło do tragedii, która mrozi krew nawet stałym bywalcom oceanu. W piątek, 12 września, 55-letni Polak zniknął w wodzie niedaleko Ponta do Passo na wyspie Porto Santo. Finał okazał się najgorszy z możliwych: ciało turysty wyłowiono kilkadziesiąt minut później. Co wydarzyło się poza zasięgiem wakacyjnych pocztówek — i czy można było tego uniknąć?
Wakacje, które przerwał ocean
Porto Santo, nazywane często spokojniejszą siostrą Madery, od lat przyciąga turystów szukających złotych plaż, ciepłego słońca i kojącego wiatru. Dziewięciokilometrowy pas piasku to wizytówka wyspy, a wzdłuż niego rozciągają się hotele, restauracje i ścieżki spacerowe. Jednak wystarczy zejść nieco dalej, ku południowo-wschodniemu krańcowi, by sceneria zmieniła się diametralnie. Ponta do Passo to miejsce bardziej dzikie, skaliste i nieprzewidywalne — tam ocean pokazuje swoją siłę i wyznacza własne reguły.
Właśnie w tym rejonie, w piątkowe popołudnie, doszło do tragedii. Służby ratunkowe wyłowiły z wody ciało Polaka, który według wstępnych ustaleń kąpał się poza strzeżonym kąpieliskiem. Lokalni mieszkańcy i ratownicy podkreślają, że teren ten nie należy do bezpiecznych — fale są silniejsze, a prądy zdradliwe. Historia ta stała się przestrogą dla innych turystów, którzy kuszeni pięknem dzikiej natury często zapominają, że ocean na Porto Santo, choć malowniczy, potrafi być bezwzględny.
Co udało się ustalić?
Minuty grozy: alarm o 15:36, bezskuteczna walka z żywiołem
Oficjalny komunikat portugalskiego Krajowego Urzędu Morskiego (AMN) nie pozostawia wątpliwości: sygnał o ciele unoszącym się na wodzie wpłynął o 15:36 do MRSC Funchal. Na miejsce ruszyli ratownicy ze stacji na Porto Santo, Policja Morska oraz strażacy ochotnicy. Mężczyznę podjęto z morza i przetransportowano do mariny, gdzie lekarz stwierdził zgon. Według ustaleń, wcześniej spacerował z przyjaciółmi; miał „pójść popływać” i zniknął w falach.
Regionalne media donoszą, że mógł zostać porwany przez silny prąd — dramatyczny, lecz niestety częsty scenariusz poza plażami z ratownikami.
Co będzie dalej?
Co dalej i czego uczy ta historia?
Śledztwo w sprawie tragedii prowadzi Policja Morska na Porto Santo, a lokalne służby potwierdzają, że sprawa traktowana jest priorytetowo. Wsparcie psychologiczne z Agencji ds. Bezpieczeństwa Morskiego (AMN) objęło zarówno osoby z rodziny, jak i świadków zdarzenia, którzy uczestniczyli w dramatycznej akcji ratunkowej. Portugalskie media podkreślają, że to nie pierwszy raz, gdy ocean w tym rejonie daje o sobie znać w tak brutalny sposób.
Dla turystów pozostaje prosty, choć trudny w praktyce wniosek: nawet przy bezchmurnym niebie Atlantyk potrafi w kilka minut zmienić się w pułapkę. Ratownicy przypominają o zasadzie trzech pytań przed wejściem do wody: „czy to miejsce jest strzeżone, jaka jest prognoza prądów i kto mnie obserwuje z brzegu?”. Te słowa nie brzmią jak wakacyjna poezja, ale w realiach Porto Santo mogą dosłownie decydować o życiu i śmierci.


































