Zapytali Bosaka o Nawrockiego! Padły MOCNE słowa

Głośna wizyta w Białym Domu, błysk fleszy i zaproszenie na wielką scenę. W kuluarach jednak rośnie rachunek pytań: co jest wynikiem, a co dekoracją? Krzysztof Bosak dokłada do tego własny, nieoczywisty akcent. O jaką stawkę naprawdę idzie gra po amerykańskim epizodzie prezydenta i który szczegół psuje narrację triumfu?
Po wizycie Nawrockiego w Waszyngtonie
3 września prezydent Karol Nawrocki spotkał się w Waszyngtonie z Donaldem Trumpem. Z przekazu Pałacu: amerykańscy żołnierze zostają w Polsce i nie wyklucza się, że będzie ich więcej. Do tego zaproszenie na przyszłoroczny szczyt G20 na Florydzie - brzmi jak polityczny pakiet premium. Ale G20 to przede wszystkim klub największych gospodarek świata (czyli nieformalny „zarząd” globalnej ekonomii), a nie maszynka do rozdawania punktów w sondażach. To tło sprawia, że ostrożne słowa Bosaka wybrzmiały mocniej.
Gest kontra wynik, czyli zimny prysznic
„To jest fajny gest. Natomiast byłbym ostrożny z nazywaniem tego sukcesem” - mówi wicemarszałek Sejmu. I dorzuca: „Przestańmy poklepywać się po plecach, bo zostaliśmy zaproszeni. Zacznijmy pytać o wyniki”. W jego ujęciu sukces to nie udział w „prestiżowych spotkaniach”, tylko konkret - decyzja, kontrakt, nowa gwarancja bezpieczeństwa. Więcej: „prawdziwą politykę robi się poza nimi… oficjalne spotkania są tylko po to, żeby zrobić ładne zdjęcia”. To cios w sejmową „kulturę triumfu z byle pretekstu”, ale i praktyczną instrukcję obsługi dyplomacji.
Czy to wystarczy wyborcom?
Dla Kancelarii Prezydenta sygnał jest prosty: opowieść o polepszeniu relacji z USA trzeba będzie podeprzeć czymś więcej niż zaproszeniem na salony. Jeśli po wizycie w Waszyngtonie realnie wzrośnie obecność wojskowa albo padną twarde uzgodnienia w energetyce i obronności - świetnie, wtedy będzie co świętować. Na razie mamy deklarację, że żołnierze pozostaną, oraz polityczny kredyt zaufania w postaci zaproszenia na G20. Wyborcy jednak coraz częściej oczekują konkretu - nawet jeśli zostanie on dowieziony cicho, bez fanfar.


































