Absurdalna rywalizacja Tuska z Sikorskim. "Cierpi na tym polska polityka zagraniczna"

Wizyta prezydenta w Białym Domu miała wzmocnić polską pozycję. Zamiast tego dostaliśmy serial o notatkach, wykluczonych z delegacji i ogromnych ambicjach. Kto gra pierwsze skrzypce w polskiej polityce zagranicznej: MSZ, premier czy Pałac? I czy ta orkiestra w ogóle ma wspólną partyturę?
Gra pozorów i realnej władzy
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda jak w starannie napisanym podręczniku do dyplomacji: prezydent wsiada do samolotu lecącego do Waszyngtonu, rząd podsuwa tematy rozmów, a dyplomaci skrupulatnie kleją kolejne kontakty zza kulis. Obrazek idealny, niemal wzorcowy. Ale wystarczy zajrzeć za kulisy, by dostrzec zgrzyty, które coraz trudniej ukryć.
W centrum sporu znalazło się fundamentalne pytanie: kto tak naprawdę prowadzi polską politykę zagraniczną i komu przypadnie zaszczyt rozdawania ról, a przede wszystkim – zbierania oklasków? Ministerstwo Spraw Zagranicznych uważa się za naturalnego reżysera tego spektaklu – to ono ma wiedzę, aparat urzędniczy i kanały dyplomatyczne. Pałac Prezydencki widzi jednak sytuację inaczej: w jego narracji to prezydent pełni rolę producenta wykonawczego, decydującego o najważniejszych zwrotach akcji.
Na scenę wchodzi też trzeci aktor – premier. W jego ujęciu polityka zagraniczna przypomina serial, w którym to on chce być showrunnerem: twórcą, który pisze scenariusz, nadaje ton i ustala, kto pojawi się w głównych rolach. Efekt końcowy? Zamiast spójnej strategii, Polska dostaje kolejną odsłonę politycznego serialu, w którym napięcia między bohaterami bywają ciekawsze niż sama fabuła.
Co będzie dalej? To nie wszystko
Fakty: wizyta, notatka i ostrze słów
3 września 2025 r. Karol Nawrocki spotkał się w Białym Domu z prezydentem USA Donaldem Trumpem; to była jego pierwsza zagraniczna podróż po zaprzysiężeniu. Rozmawiano o bezpieczeństwie, wojsku i energii — potwierdza to zarówno komunikat Kancelarii Prezydenta, jak i relacje amerykańskich agencji.
Potem przyszła wojna o notatkę po rozmowach. Radosław Sikorski pisał w sieci, że „wykluczono MSZ”, a resort nie dostał relacji ze spotkania; prezydencki minister Marcin Przydacz ripostował, że dokument „trafił do najważniejszych osób w państwie” i wskazał na potrzebę „usprawnienia MSZ”.
Dołożył swoje szef gabinetu prezydenta Paweł Szefernaker. W RMF FM ocenił, że trwa wyścig w Platformie Obywatelskiej, a rywalizacja Donalda Tuska z Radosławem Sikorskim „powoduje, że cierpi polska polityka zagraniczna”. Mówiąc wprost: kulisy ambicji wypychają procedury i protokół dyplomatyczny
Ta rywalizacja Donalda Tuska z Radosławem Sikorskim na to, kto bardziej będzie rywalizował z prezydentem, powoduje, że niestety cierpi na tym polska polityka zagraniczna - powiedział Paweł Szefernaker.
Czy to będzie miało jakieś konsekwencje?
Konsekwencje: dyplomacja czy teatr?
Takie pyskówki mają cenę. Po pierwsze — wiarygodność. Partnerzy w Waszyngtonie czy Berlinie oczekują jednego komunikatu, a widzą trzy wersje scenariusza. Po drugie — „koszt transakcyjny” w kraju: urzędnicy zamiast dowozić briefy (krótkie zestawy tez do rozmów) liczą, kto komu „przyłożył” w internecie. Wreszcie polityka: jeśli – jak twierdzą rozmówcy z pałacowych i rządowych korytarzy – część graczy testuje dziś wariant „Sikorski jako potencjalny następca premiera”, to konflikt o notatkę jest tylko zwiastunem większego starcia o realny wpływ.
Na krótką metę Pałac pokaże siłę, rząd odbije piłkę, a MSZ spróbuje odzyskać sterowność. Na dłuższą? Albo zobaczymy powrót do elementarza dyplomacji (wspólne delegacje, jeden przekaz), albo kolejne odcinki serialu „kto rządzi polityką zagraniczną”.


































