Karetka miała pomóc, a stała się pułapką. To się musiało tak skończyć
Do niecodziennej sytuacji doszło podczas wizyty ratowników pogotowia na jednym z krakowskich osiedli. Z niewiadomych przyczyn jeden z przedstawicieli prywatnej placówki zatrzasnął się wraz z pacjentem wewnątrz karetki. O mały włos, a doszłoby do tragedii.
Niecodzienna sytuacja podczas przyjazdu karetki pogotowia
Sytuacja, która wydarzyła się na jednym z krakowskich osiedli, wstrząsnęła całym Internetem. Na miejsce została wezwana karetka pogotowia, która miała zaopiekować się pacjentem, chorującym na nowotwór. Po interwencji ratowników ustalono, że mężczyzna powinien zostać przetransportowany do hospicjum.
Wtedy też pacjent został przeniesiony wewnątrz pojazdu, gdzie wraz z nim przebywał jeden z pracowników prywatnej placówki. Niestety, szybko okazało się, że drzwi samochodu zatrzasnęły się, a klucz został w środku.
Wreszcie wiadomo co z pożegnaniem Tadeusza Woźniaka Aktor miał swój sekret. Kochał go przez całe życie. Sprawa wyszła na jaw po 50 latachNa jednym z krakowskich osiedli dwaj pracownicy prywatnej medycznej firmy mieli przetransportować mężczyznę cierpiącego na nowotwór karetką do hospicjum. Jeden z nich zatrzasnął auto z pacjentem i kluczykami w środku - informuje Radio Zet.
Pracownik pogotowia zatrzasnął się z pacjentem w karetce
Sytuacja była o tyle tragiczna, że tego dnia panował prawdziwy upał, a temperatura sięgała około 30 stopni Celsjusza, co sprawiało, że życie obu “uwięzionych” było poważnie zagrożone. Ratownicy próbowali otworzyć drzwi pojazdu za pomocą śrubokrętu. Niestety nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. Wtedy też skontaktowali się z kimś, kto miał przywieźć na miejsce zapasowe klucze do karetki.
Jak informuje Radio Zet, syn chorego mężczyzny od samego początku proponował wybicie szyby, które umożliwiłoby uwolnienie jego ojca. Jak wynika z przekazów medialnych, ratownicy medyczni mieli obawiać się kosztów, związanych z tą czynnością.
ZOBACZ TEŻ: Kurski wspiera Holecką po śmierci syna. Ledwo trzymał emocje na wodzy.
Kontrowersje wokół uwięzienia pacjenta w karetce
W końcu jednak syn chorego mężczyzny wziął sprawy w swoje ręce i samodzielnie rozbił szybę do pojazdu. Pacjent miał spędzić w nagrzanej karetce około 45 minut. Co ciekawe, całkiem inne zdanie na temat tego incydentu ma właściciel firmy EMERGENCY24 Maciej Kisiel-Dorohinicki, który twierdzi, że mężczyzna był tam jedynie przez 15 minut.
Sam też wyznał, że o sytuacji dowiedział się od dziennikarza. W dalszej części wypowiedzi zaznaczył, że jego zdaniem życie ludzkie jest najważniejsze, dlatego też ratownicy nie powinni obawiać się kosztów zbicia szyby w karetce.