Moi rodzice wstydzą się, że jestem „starą panną”. Wolę psy i koty
W moim życiu zawsze dominowała miłość do zwierząt. Od najmłodszych lat fascynowały mnie psy i koty, a z biegiem czasu zdecydowanie wolę ich towarzystwo niż interakcje z ludźmi. Choć dla mnie te futrzane stworzenia od zawsze stanowiły źródło największej radości, moja rodzina niestety nie potrafi zrozumieć, dlaczego nie wolę zainteresować się jakimś facetem...
Od zawsze kochałam zwierzęta
Mam na imię Iza, mam 35 lat, i muszę przyznać, że zawsze czułam się szczęśliwa w otoczeniu moich zwierzęcych przyjaciół. Moi rodzice, Lidia i Marek, byli jednak zupełnie innego zdania. Dla nich sukces życiowy oznaczał założenie rodziny, a stan cywilny był dla nich jakimś wyznacznikiem spełnienia.
"Izo, nie myślisz o tym czasem? O założeniu rodziny?" – zapytała mnie mama podczas jednego z naszych rodzinnych obiadów.
"Niestety, mamo, ale miłość do zwierząt jest dla mnie wystarczająca. Po prostu nie czuję, żeby czegoś mi w życiu brakowało" – odparłam, z nadzieją, że zrozumie moje podejście.
Jednak tego typu rozmowy były coraz częstsze, a presja społeczna zaczęła mnie coraz bardziej przytłaczać. W miarę upływu czasu rodzice zaczęli wstydzić się mojej sytuacji. Dla nich fakt, że jestem "starą panną", stał się prawdziwym problemem.
"Byłam zastraszana przez kochankę męża". Joanna Opozda wydała komunikat „Mam 43 lata i 19-letnią kochankę. Nie uwierzycie, co robi za nowe buty”Postanowiłam zdobyć się na szczerość i rozmowę
Pewnego dnia postanowiłam otwarcie porozmawiać z nimi o tym wszystkim. Zasiadłam z nimi przy kawie w naszej rodzinnej kuchni i spróbowałam wyjaśnić, co jest dla mnie naprawdę ważne.
"Mamo, tato, rozumiem wasze obawy, ale nie mogę udawać, że coś mnie martwi, kiedy tak naprawdę jestem szczęśliwa. Zwierzęta dają mi ogromną radość i satysfakcję, czego więcej mogłabym chcieć?" – mówiłam z przekonaniem.
Mama spojrzała na mnie z nutką zaniepokojenia, a tata westchnął, niepewny, jak poradzić sobie z tą sytuacją.
"Tylko, cóż... ludzie zaczynają się zastanawiać, co z tobą nie tak. Może powinnaś spróbować nawiązać jakieś relacje?" – zaproponowała mama, chcąc znaleźć rozwiązanie dla mojego rzekomego problemu.
"Ależ mamo, ja naprawdę nie czuję potrzeby wejścia w związek i kompletnie nie interesują mnie randki. Nie chcę udawać kogoś, kim nie jestem, zrozum to" – odpowiedziałam zdecydowanie.
Po tej rozmowie atmosfera w domu stała się napięta
Zaczęłam zauważać spojrzenia sąsiadów i znajomych, którzy mieli swoje zdanie na temat mojego stanu cywilnego. Jednak mimo to, postanowiłam być wierna sobie i swoim wartościom.
Przyszło lato, a ja postanowiłam zorganizować dużą imprezę w ogrodzie z okazji urodzin mojego najwierniejszego przyjaciela, psiaka o imieniu Max. Zaprosiłam rodziców, przyjaciół i sąsiadów, aby wszyscy mogli zobaczyć, jak bardzo kocham swoje zwierzęta.
Gdy wszyscy zebraliśmy się w ogrodzie, ujrzałam w oczach moich rodziców zaskoczenie i coś w rodzaju akceptacji. Widzieli, jak bardzo szczęśliwa jestem, otoczona psami i kotami, które naprawdę wiele dla mnie znaczą. Mimo różnic, które nas dzieliły, moi rodzice zrozumieli, że moje szczęście nie zależy od tego, czy jestem w związku, ale od tego, co naprawdę kocham.
Podczas tej uroczystości zaczęłam nawet rozmawiać z pewnym mężczyzną, który okazał się być weterynarzem – przyjacielem mojego brata. Moi rodzice patrzyli na to z nadzieją w oczach, ale dla mnie było ważne, żeby znajomość ta rozwijała się naturalnie i nie naruszała mojej prawdziwej pasji.
Tak więc, mimo presji społecznej i wstydu moich rodziców, pozostałam wierna sobie i swojej miłości do zwierząt. Moje życie było pełne radości i spełnienia, a wszyscy ci, którzy mnie kochają, zaczęli zrozumieć, że szczęście można znaleźć w najmniejszych gestach i relacjach z tymi, którzy naprawdę nas inspirują i kochają bezwarunkowo.