Niebywałe, co stało się podczas pogrzebu Tadeusza Dudy. Nagle wszyscy aż zamarli

Pogrzeb Tadeusza Dudy, podejrzanego o podwójne zabójstwo, odbył się w atmosferze napięcia i tajemnicy. Choć rodzina nie ogłaszała daty pochówku, w kościele zjawiły się tłumy. A to, co stało się tuż przed rozpoczęciem mszy, wielu uznało za niezwykły znak z nieba.
Pogrzeb pod ochroną
W poniedziałek 7 lipca mieszkańcy Kamienicy zgromadzili się w kościele, by pożegnać Tadeusza Dudę. Choć uroczystość miała być cicha i zamknięta, w świątyni pojawiły się dziesiątki żałobników.
Wejścia strzegła ochrona, wokół czuwali policjanci. Trumna ze zdjęciem zmarłego, kwiaty i wieńce stworzyły oprawę bardziej przypominającą publiczne pożegnanie niż skromny pogrzeb.


Nagle niebo się otworzyło
Gdy ksiądz rozpoczął nabożeństwo, wydarzyło się coś, co zaskoczyło zebranych. Nad kościołem zerwał się gwałtowny wiatr, a chwilę później lunął deszcz.
Szeptano, że to “znak od Boga”. Zjawisko, choć naturalne, miało dla wielu silne znaczenie symboliczne — jakby niebo komentowało ludzkie sprawy.
Miłosierdzie i tajemnica
Kapłan podczas kazania przypomniał, że tylko Bóg zna serce człowieka, a każdy ma szansę na przebaczenie i zbawienie. Te słowa w kontekście okrutnych zarzutów wobec Dudy brzmiały szczególnie mocno.
Czy można modlić się za człowieka oskarżonego o tak brutalny czyn? Wielu wierzy, że właśnie wtedy potrzeba najwięcej nadziei i modlitwy — nawet jeśli sprawiedliwość już zapadła.




































