Wyszukaj w serwisie
styl życia programy dzieje się z życia wzięte
Lelum.pl > Dzieje się > Nieoczekiwany obraz Nawrockiego w Rosji. "Poczekajmy. Zaraz się zacznie"
Kacper  Jozopowicz
Kacper Jozopowicz 05.09.2025 21:19

Nieoczekiwany obraz Nawrockiego w Rosji. "Poczekajmy. Zaraz się zacznie"

Prezydent Karol Nawrocki
Fot. Wojciech Olkusnik/East News

Wizyta Karola Nawrockiego w Białym Domu to był polityczny fajerwerk: defilada gestów, mocne deklaracje i dużo kamer. A w rosyjskich mediach? Prawie cisza. Nie dlatego, że temat jest nudny. Przeciwnie — wygląda na to, że Kreml przestawia wajchę i czeka na nowy „przekaz dnia”.

Cisza, która mówi sporo

Dotąd rosyjskojęzyczne portale z upodobaniem rozpisywały się o Karolu Nawrockim, zwłaszcza wtedy, gdy można to było wpisać w wygodną narrację o „niewdzięcznej Polsce” czy „polskim rusofobizmie”. Każdy jego krok, każde mocniejsze wystąpienie czy deklaracja stawały się pretekstem do publikacji pełnych emocjonalnych komentarzy i manipulacyjnych nagłówków. Tym razem jednak reakcja była zaskakująco powściągliwa. Po spotkaniu prezydenta z Donaldem Trumpem propaganda rosyjska ograniczyła się do suchych, krótkich wzmianek pozbawionych typowej dla niej ostrej krytyki.

Były oficer Agencji Wywiadu, mjr Robert Cheda, zwraca uwagę, że ta cisza nie jest przypadkowa. Jego zdaniem rosyjskie media i ośrodki propagandowe „czekają na sygnał” – przede wszystkim na rezultaty wizyty Władimira Putina w Pekinie. Dopiero po niej możliwe będzie sklejenie nowej narracji, opowiadającej o „antyamerykańskim bloku” i rzekomej jedności Moskwy, Pekinu oraz ich sojuszników. W takim kontekście dopiero znajdzie się miejsce na bardziej zdecydowany atak wymierzony w polskiego prezydenta i jego relacje ze Stanami Zjednoczonymi.

Brak gwałtownej reakcji sam w sobie bywa wymowny. Czasem cisza i wstrzymanie komentarza mówią więcej niż tysiąc krzykliwych artykułów. Dla analityków to sygnał, że w Moskwie wciąż trwa układanie większej opowieści propagandowej, w której Polska i jej przywódcy mogą odegrać jedynie rolę poboczną – element większej układanki, w której priorytetem jest pokazanie „nowego porządku” budowanego przez Rosję i Chiny.

Co będzie dalej?

Twarde fakty: co padło w Waszyngtonie

3 września Donald Trump jasno zadeklarował, że wojska amerykańskie pozostaną w Polsce, a w razie potrzeby ich obecność może zostać dodatkowo wzmocniona. To oświadczenie padło publicznie i natychmiast znalazło się w depeszach największych agencji prasowych na świecie, interpretowane jako wyraźny sygnał trwałości sojuszu i zaangażowania USA w bezpieczeństwo regionu.

Podczas wizyty Waszyngton sygnalizował także intensywne rozmowy z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim, wskazując na kluczową rolę wsparcia dla Ukrainy w polityce międzynarodowej. Wydarzeniu nadano dodatkową oprawę – przelot amerykańskich myśliwców, który symbolicznie podkreślił militarną obecność Stanów Zjednoczonych.

Obecnie w Polsce stacjonuje około 8,2 tysiąca żołnierzy USA. Jak podkreślają amerykańscy urzędnicy, ta liczba nie jest sztywnym limitem, lecz punktem wyjścia, co otwiera przestrzeń do dalszego wzmacniania kontyngentu w miarę rozwoju sytuacji w regionie.

Jakie będą dalsze kroki?

Konsekwencje: pauza przed burzą czy nowa linia?

Jeśli rosyjskie media milczą, to nie z grzeczności. W praktyce oznacza to zwykle „przebudowę przekazu”: najpierw spójny zestaw tez, potem jednoczesny wysyp analiz, memów i podprogowych „a może jednak”. Na celowniku znajdzie się nie tylko Nawrocki, lecz także polska współpraca wojskowa z USA. Do tego dochodzi polska polityka wewnętrzna — napięta kohabitacja Pałacu Prezydenckiego z rządem Donalda Tuska to łatwy cel dla fabryki narracji. 

I tu robi się ciekawie: jeśli Waszyngton faktycznie podkręci obecność wojskową, rosyjska machina propagandowa będzie musiała odpowiedzieć czymś więcej niż ziewnięciem, bo stawka rośnie.