PILNE! Wstrząsające ustalenia śledczych po eksplozji pod Łukowem. Odkryto napisy

Tajemnicze napisy na szczątkach drona z Osin – brzmi jak scenariusz thrillera, ale to aktualny wątek śledztwa po nocnym wybuchu pod Łukowem. Prokuratura w Lublinie mówi o „sporym dronie wojskowym”, a eksperci przeczesują pole kukurydzy centymetr po centymetrze. Co już wiadomo, a co wciąż jest tylko hipotezą?
Co spadło w Osinach?
Noc z 19 na 20 sierpnia przerwał huk i błysk. Obiekt wylądował w polu i eksplodował, a fala uderzeniowa wybiła szyby w trzech budynkach. Nikt nie ucierpiał, ale nerwy mieszkańców zostały solidnie nadwyrężone. Wojewoda lubelski zapowiedział wsparcie dla poszkodowanych, a śledczy zabezpieczają nadpalone fragmenty metalu i plastiku. Średnica spalonego kręgu w kukurydzy to około 8–10 metrów – na miejscu widać dokładnie, że nie był to „fajerwerk”, tylko sprzęt o wojskowym charakterze.
Prokurator Grzegorz Trusiewicz potwierdził, że mówimy o wojskowym dronie, najpewniej uszkodzonym materiałami wybuchowymi. Ważny szczegół? Na największym zachowanym elemencie silnika widać napisy.
W jakim są języku?
Koreańskie napisy, rosyjska prowokacja? Polityka miesza się z techniką
Napisy są w języku koreańskim i brzmią jak łamigłówka. „Koreańskie napisy” brzmią jak wskazówka do łamigłówki. Śledczy studzą emocje: oznaczenia na podzespołach to nie zawsze pieczątka producenta całej platformy. W dronach wojskowych – i ich „wabikach” (to „atrapy-przynęty”, które mają mylić obronę przeciwlotniczą) – montuje się części z różnych rynków. Eksperci pracują więc równolegle w dwóch trybach: technicznym (identyfikacja komponentów, trajektorii i ładunku) i operacyjnym (skąd nadleciał obiekt, czy mógł „zniknąć” z radarów).
Na scenę wkracza także polityka. Minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz nazwał incydent prowokacją Rosji i zapowiedział zdecydowane działania. Rząd szykuje formalny protest dyplomatyczny, a służby podtrzymują: w nocy nie zarejestrowano wtargnięcia z kierunku Ukrainy czy Białorusi, choć – jak przyznają wojskowi – mniejszy bezzałogowiec potrafi wymknąć się systemom obserwacji. To nie pierwszy raz, gdy wschodnia granica staje się poligonem nerwów.
Na koncie mamy też konkret: oprócz wybitych szyb uszkodzone zostały futryny i połacie dachowe, a śledczy odnotowali nawet przerwę w jednej z linii energetycznych (jej związek ze zdarzeniem jest weryfikowany).
Jakie będą kolejne decyzje?
Co dalej w tej sprawie?
Prokuratura kontynuuje oględziny w terenie o powierzchni nawet kilku hektarów. Do gry wchodzą biegli od materiałów wybuchowych i specjaliści wojskowi, którzy porównają szczątki z bazami danych znanych typów bezzałogowców. Kluczowe będą wyniki badań chemicznych i odczyt oznaczeń na silniku – to one przesądzą, czy „koreańskie napisy” prowadzą do producenta, czy są śladem łańcucha dostaw.
Równolegle administracja lokalna szykuje ścieżkę odszkodowań, a Warszawa przygotowuje notę dyplomatyczną. Sprawa ma już wymiar międzynarodowy: o incydencie informują duże agencje, a w tle trwają rozmowy sojusznicze o wzmacnianiu osłony nieba.


































