Wielki chaos na lotnisku. Odwołano aż 20 lotów. Pasażerowie oburzeni

Drony nad lotniskiem w Monachium sparaliżowały wieczorny ruch – a pasażerowie zamiast w hotelach, lądowali na polowych łóżkach między gate’ami. Brzmi jak scena z serialu? To realne zamieszanie z 2/3 października. Jakie były skutki, co mówią władze i czy to początek nowej „wojny dronów” nad Europą?
Czerwone światła na pasie: wieczór, który stanął w miejscu
„Chaos na lotnisku w Monachium” – to nie tylko chwytliwa fraza. W czwartkowy wieczór, 2 października, wieża wstrzymała operacje po serii zgłoszeń o niezidentyfikowanych dronach krążących w pobliżu portu. Efekt domina był natychmiastowy: około 17 odwołanych lotów i 15 przekierowanych do Stuttgartu, Norymbergi, Wiednia i Frankfurtu. Według niemieckich mediów i agencji, około 3 tys. osób utknęło w terminalach, a ruch wznowiono dopiero w piątek rano, 3 października. Źródła podkreślają, że bezzałogowców nie zidentyfikowano i nikt nie przyznał się do ich lotów.
Niespodzianka numer jeden? Na hali odlotów rozstawiono łóżka polowe, koce i przekąski – improwizowane „pole biwakowe” dla zziębniętych podróżnych. Tego samego tygodnia Monachium żyło też bombowym alarmem wokół Oktoberfest. Krótko mówiąc: „bawarska jesień” miała wyjątkowo nerwowy klimat.
Co udało się ustalić?
Kulisy akcji: jak zatrzymuje się lotnisko przez drony
Dlaczego drony potrafią wyłączyć cały hub? W skrócie: gdy pojawia się ryzyko kolizji na podejściu, kontrola lotów musi „zgasić” pas – nawet jeśli obiekt jest mały. W Monachium zadziałał standard: zamknięcie przestrzeni, przeszukanie terenu przez policję i patrol śmigłowcem. Wciąż nie wiadomo, ile maszyn widziano i jakiego były typu; zgłoszenia napłynęły od kilku osób.
To nie pierwszy taki przypadek w Europie. Ostatnie dni przyniosły podobne incydenty w Danii i Norwegii – stąd rozmowy o wzmocnieniu systemów antydronowych (czyli technologii wykrywania i neutralizacji bezzałogowców).
Niespodzianka numer dwa: kontrast liczb. 3 tys. pasażerów uziemionych w Monachium kontra setki kilometrów dalej – samoloty, które kończyły rejs w innym kraju. Dla linii oznacza to dodatkowe koszty i „roszady” w grafikach załóg, a dla pasażerów – zagubiony bagaż i plany na weekend posypane jak domek z kart.
Co będzie dalej?
Co dalej: bezpieczeństwo, reputacja i europejska układanka
W piątkowy poranek lotnisko działało już normalnie, ale pytania dopiero startują. Kto sterował dronami? Na razie brak wskazań i oficjalnych oskarżeń. Europejscy decydenci dyskutują o jednolitych procedurach i tarczach antydronowych – od szybszych detekcji po systemy „geofencingu” (wirtualne ogrodzenia, które blokują loty nad strefami wrażliwymi). Władze portu przypominają, że za ochronę odpowiada policja landowa i federalna, a priorytetem jest bezpieczeństwo pasażerów.
Niespodzianka numer trzy? To, co dla jednych jest gadżetem z kamerką, dla lotnictwa bywa „showstopperem” na skalę całego węzła. I choć „chaos na lotnisku w Monachium” szybko stał się przeszłością, fala podobnych incydentów może rosnąć.


































