Pracownicy firmy z akumulatorami przerwali milczenie. Ujawnili, co tam się wyprawiało
Pożar kamienicy w Poznaniu odbił się szerokim echem w polskich mediach. Teraz pracownicy firmy z akumulatorami zabrali głos w tej sprawie i ujawnili, co tak naprawdę działo się w tym budynku.
Przerażający pożar kamienicy w Poznaniu
Chwilę przed północą 25 sierpnia 2024 roku doszło do przerażającej sytuacji w jednej z kamienic w centrum Poznania. Mieszkańcy budynku wezwali na pomoc straż pożarną, gdy tylko zauważyli dym, wydobywający się z piwnicy. Na miejsce udała się również jedna z mieszkanek bloku, która chciała sprawdzić, co mogło wywołać awarię. Wtedy też nastąpił wybuch.
Nikt nie spodziewał się, że awaria okaże się tak poważna i niebezpieczna. Mieszkańcy są w tym momencie odcięci od dostępu do swoich mieszkań.
Pokazano uczestników "Rolnik szuka żony". W sieci wrze: "Zajmuje komuś miejsce" Teraz dopiero będzie afera. Roksana Węgiel pokazała zdjęcieMamy 11 rannych strażaków, w dalszym ciągu poszukujemy dwóch strażaków, nie znamy ich losu - mówił w niedzielę rano nadbryg. Józef Galica, zastępca komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej.
Jak doszło do wybuchu w kamienicy w Poznaniu?
Teraz dziennikarze programu TVN “Uwaga” skontaktowali się z pracownikami firmy, która zajmowała się regeneracją akumulatorów w tamtej kamienicy w Poznaniu. Okazało się, że mieszkańcy przynosili do firmy stare sprzęty, w których niezbędne było założenie nowych ogniw. Zdaniem pracowników właśnie to mogło przyczynić się do awarii.
Jak się połączył plus z plusem, to te blaszki się nagrzewały i ogień się pojawiał. Gasili to w ten sposób, że wrzucali to do piasku. Przy tej presji czasu, którą szef narzucał, łatwo było się pomylić - opisywał mężczyzna w rozmowie z mediami.
Pracownik firmy podkreślił, że ogień potrafił pojawiać się nawet dwa lub trzy razy w tygodniu, a jest to naprawdę przerażająca częstotliwość. Dodatkowo nie ukrywa on, że nadmiar pracy w firmie sprawił, że mogło dojść do przeoczenia.
ZOBACZ TEŻ: Aż nas zamurowało na wieść o tym, kim jest mama Kevina Mgleja.
Pracownicy firmy z akumulatorami szczerze o tragedii w Poznaniu
Zdaniem mężczyzny pracującego w firmie zajmującej się wymianą akumulatorów w kamienicy w Poznaniu, w której doszło do przerażającego wybuchu, istnieje duże prawdopodobieństwo, że ktoś nie dostrzegł tego problemu przed zamknięciem pracy, a wtedy mogło dojść do zwarcia.
Jest taka opcja, jeśli któreś ogniwo się źle ze sobą sparowało, to były zwarcia. Najpierw iskrzyło się, potem pojawiał się płomień i z racji tego, że tam był drewniany stół, to nietrudno, żeby ogień się rozprzestrzenił - podkreślił w rozmowie z TVN-em.
Podkreślił również, ze takie prace nie powinny być prowadzone w budynkach zamieszkiwanych przez ludzi, a właściciel powinien wynająć osobny, wolnostojący lokal, gdzie mógłby zajmować się naprawą takich awarii.