Tajemniczy ruch Pentagonu! Setki generałów w USA wezwane na pilne spotkanie

W piątkowy wieczór Waszyngton wrzucił wyższy bieg. Szef Pentagonu Pete Hegseth nakazał setkom amerykańskich generałów i admirałów stawić się w bazie Korpusu Piechoty Morskiej w Quantico. Bez agendy. Bez wyjaśnień. Wojsko mówi o „bezprecedensie”, a komentatorzy – o teście lojalności i zapowiedzi ostrego zwrotu w strategii. Co naprawdę planuje Hegseth?
Tajemnicze Quantico i nerwy w mundurach
Rozkaz objął wszystkich oficerów od rangi generała brygady w górę (w marynarce – odpowiednik admirała), a także ich najwyższych podoficerów-doradców. W normalnych realiach takie gremium łączy się przez zabezpieczony wideolink – teraz każdy ma przylecieć osobiście. Pentagon mówi tylko tyle, że „Sekretarz Wojny zwróci się do swoich najwyższych dowódców na początku przyszłego tygodnia”. Reszta to cisza i domysły.
Nic dziwnego, że „ludzie są bardzo zaniepokojeni” – przyznają wojskowe źródła cytowane przez amerykańskie media. Spotkanie ma się odbyć we wtorek, 30–40 minut drogi od stolicy, ale efekty polityczne mogą dojechać znacznie dalej niż do obwodnicy D.C.
Co jeszcze wiadomo?
Tło: czystki, „Sekretarz Wojny” i nowa doktryna
Od miesięcy Hegseth idzie na zwarcie z własnym resortem. Ogranicza liczbę generałów i admirałów o 20 proc., wymienia ludzi na szczytach sił zbrojnych i przepycha rebranding resortu – zamiast „Department of Defense” w komunikatach pojawia się „Secretary of War”.
Według dziennikarzy Washington Post i AP to właśnie w tym klimacie należy czytać nagłe zwołanie dowódców – jako pokaz siły i wstęp do większej operacji: albo kadrowej, albo doktrynalnej. Pada nawet hipoteza o nowej Strategii Obrony Narodowej, w której priorytetem miałaby być twarda obrona terytorium USA kosztem globalnych zaangażowań, w tym rywalizacji z Chinami. To byłby tektoniczny ruch, z konsekwencjami od Bałtyku po Pacyfik.
Co to znaczy dla Polski?
Co to znaczy dla Polski – i gdzie tu haczyk?
Jeśli Hegseth rzeczywiście przesunie ciężar zadań z „ekspedycji” na „twierdzę”, Warszawa będzie musiała szybciej dopinać własną „tarczę” – od amunicji po OPL – i mniej liczyć na stałą amerykańską kroplówkę. Politycznie taki sygnał sklei się z ostrą retoryką Białego Domu wobec sojuszników: płacicie albo nie narzekajcie. Wojskowo – każde ściągnięcie generałów z teatrów działań na jedną salę to ryzyko chwilowej ślepoty: mniej decydentów „na miejscu”, więcej nerwów u przeciwników, którzy uwielbiają testować granice.
Według kuluarowych doniesień część dowódców obawia się „przeglądu lojalności” i kolejnych dymisji. Czy tak będzie? Tego, na dziś, nie wiemy – wiemy natomiast, że harmonogram wygląda zbyt nagle, by chodziło o zwykłą odprawę.


































