Tragedia podczas grzybobrania! Nie żyje mężczyzna, na jaw wychodzą wstrząsające fakty

Niedzielny spacer po grzyby zamienił się w koszmar. 46-letni kierowca ciężarówki z Puław, który zatrzymał się na przerwę przy MOP Racula pod Zieloną Górą, został zaatakowany przez trzy duże psy. Mimo że zdołał wezwać pomoc, a służby bardzo szybko ruszyły mu na pomoc, mężczyzna zmarł. Na jaw wychodzą nowe fakty związane ze zwierzętami, jak i ich właścicielem.
Las, przerwa i dramat. Minuty, które zdecydowały o życiu
Do dramatu doszło w niedzielę, 12 października 2025 r., w kompleksie leśnym na terenie zielonogórskiej Raculi. 46-latek – w mediach opisywany jako pan Marcin – zatrzymał ciężarówkę, wysiadł na krótki "łyk powietrza” podczas obowiązkowej pauzy i ruszył w las. Chwilę później zaatakowały go trzy psy przypominające owczarki belgijskie.
Według relacji mężczyzna zdążył jeszcze zadzwonić po pomoc, jednak obrażenia były rozległe. Trafił do Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze, gdzie 15 października zmarł. Teren wokół MOP-u przeszukiwano, a służby zabezpieczały ślady w lesie. To nie pierwszy raz, gdy okoliczni mieszkańcy skarżyli się na biegające luzem, agresywne psy.
Wstępne ustalenia prokuratury i policji są jednoznaczne: ataku dokonały trzy psy należące do właściciela pobliskiej strzelnicy. Liczba ran kąsanych robi wstrząsające wrażenie: co najmniej 53.
Zwierzęta wydostały się poza teren ogrodzenia i zaatakowały przechodzącego w pobliżu 46-letniego mężczyznę. Pokrzywdzony doznał co najmniej 53 ran szarpanych i gryzionych. Ciało zabezpieczono do sekcji zwłok, której wyniki pozwolą na dokładne ustalenie mechanizmu powstania ran i przyczyn zgonu - przekazała prok. Ewa Antonowicz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Wiadomo, kim jest właściciel psów, które zaatakowały kierowcę
Zatrzymany to 53-letni były policjant, obecnie prowadzący strzelnicę. Prokuratura sprawdza warunki przetrzymywania zwierząt, zabezpieczenia terenu i wcześniejsze interwencje. Co dalej z psami? Decydują biegli i prokurator. Standardowa ścieżka to ocena zachowania zwierząt, ich stanu zdrowia i stopnia socjalizacji. Równolegle analizowane są monitoring, zapisy z połączeń alarmowych i dokumentacja medyczna ofiary.
Zwierzęta już wcześniej miały stwarzać zagrożenie – o podobnych incydentach wspominają świadkowie i lokalne redakcje. Jeżeli potwierdzi się zaniedbanie, w grę wchodzą poważne zarzuty.


Niepokojące ustalenia ws. psów
Trwają ustalenia związane z niedzielnym dramatycznym zdarzeniem, a informacje, które systematycznie wychodzą na jaw, budzą coraz większy niepokój. Jak podaje Radio Eska, powołując się na informacje uzyskane z prokuratury, psy, które zaatakowały pana Marcina, miały być poddawane tresurze. Jak twierdzi prok. Ewa Antonowicz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze, trwają działania, których celem jest zdobycie wiedzy, w jaki sposób i w jakim celu rzeczona tresura miała być prowadzona.
Nie jest to jednak koniec. Jak podaje “Gazeta Wyborcza”, psy miały być szkolone w taki sposób, by mogły przejść kwalifikacje do służby, lecz wraz z upływem czasu okazało się, że nie nadają się one do pracy w policji. Kluczową kwestią miał tu być fakt, że zwierzęta te rzekomo posiadają silny instynkt łowiecki, lecz brakowało im odruchu aportowania.
Jeśli jego psy nie czerpały z relacji z człowiekiem przyjemności, po prostu nie można było ich szkolić - tłumaczył anonimowy policjant.
Jak wynika z informacji uzyskanych przez “Gazetę Wyborczą” 53-latek miał nie posiadać wiedzy związanej ze szkoleniem psów, a po tym, jak zwierzęta nie przeszły kwalifikacji do służby, mógł zaniechać pracy z nimi, co następnie mogło skutkować zdziczeniem czworonogów.




































