Wyszukaj w serwisie
styl życia programy dzieje się z życia wzięte
Lelum.pl > Dzieje się > W polskiej miejscowości ludzie przestali chodzić do kościoła. Powód aż mrozi
Redakcja Lelum
Redakcja Lelum 26.07.2025 16:07

W polskiej miejscowości ludzie przestali chodzić do kościoła. Powód aż mrozi

Ksiądz
Fot. Canva

W niewielkiej wsi Przypki pod Tarczynem lokalna społeczność żyje w cieniu szokującej zbrodni. Proboszcz miejscowej parafii, ks. Mirosław M., został oskarżony o brutalne zabójstwo bezdomnego, któremu miał pomagać. Mieszkańcy nie kryją oburzenia – nie tylko samym czynem, ale i wieloletnim zachowaniem duchownego, który – ich zdaniem – traktował wiernych z pogardą.

Zbrodnia, która wstrząsnęła parafią

Wieczorem 24 lipca na uboczu jednej z lokalnych dróg doszło do dramatycznego zdarzenia. Między ks. Mirosławem M. a bezdomnym Anatolem Cz. wywiązała się sprzeczka, która zakończyła się tragedią. Według ustaleń śledczych, duchowny zaatakował mężczyznę siekierą, a następnie podpalił jego ciało. Całą scenę miał obserwować z zimną obojętnością. Przypadkowy rowerzysta zauważył ogień i zawiadomił służby. Dzięki jego relacji, w tym zapamiętanemu numerowi rejestracyjnemu samochodu, policja szybko trafiła na trop sprawcy. Jeszcze tej samej nocy ksiądz został zatrzymany na plebanii.

Z ustaleń śledczych wynika, że motywem była chęć przejęcia majątku zmarłego. Anatol Cz. miał zapisać księdzu swój dobytek, licząc na opiekę. Zamiast tego duchowny planował oddać go do domu opieki.

Proboszcz, którego nikt nie żałuje

Choć mieszkańcy Przypek są wstrząśnięci skalą przemocy, nie kryją, że ich stosunek do ks. Mirosława M. już wcześniej był negatywny. Wierni wspominają go jako człowieka aroganckiego, konfliktowego i nieprzewidywalnego. – „Zachowywał się, jakbyśmy byli gośćmi niechcianymi w jego kościele” – mówią. Według relacji parafian duchowny często przerywał msze z powodu drobnych zakłóceń, krzyczał z ambony, nie pozwalał na zdjęcia czy nagrania podczas sakramentów.

Nie brak też wspomnień o publicznym upokarzaniu wiernych. – „Wystarczyło szelest gazety w torbie albo dziecięcy szept, by wpadł w furię” – mówi jedna z mieszkanek. – „Potrafił milczeć i patrzeć w milczeniu tak długo, aż osoba poczuła się winna”. Wspólnota, która powinna jednoczyć, została – zdaniem mieszkańców – rozbita przez napiętą atmosferę i brak empatii ze strony kapłana.

Wiara pozostała, ale bez współczucia

Po wydarzeniach z 24 lipca wielu wiernych otwarcie mówi, że nie jest im żal duchownego. – „To, co się stało, to dramat. Ale jeśli ktoś latami traktuje ludzi z góry i czuje się bezkarny, w końcu ponosi konsekwencje” – mówią. Mieszkańcy przyznają, że już od dawna unikali miejscowego kościoła, jeżdżąc na msze do sąsiednich parafii.

Niektórzy mówią wprost: „Był tu 18 lat, ale zamiast służyć, rządził. Strach było iść do kościoła. Nigdy nie wiadomo, czy ksiądz nie zacznie krzyczeć albo kogoś upokarzać”. Wspólne refleksje mieszkańców pokazują, jak trudna relacja łączyła proboszcza z parafianami – i jak cienka bywa granica między autorytetem a nadużyciem władzy.