WPADKA Nawrockiego! Eksperci punktują jego wizytę w USA. "To źle dla Polski"

Po wizycie prezydenta Karola Nawrockiego w Białym Domu atmosfera między Pałacem a rządem zgęstniała. W delegacji zabrakło wiceministra, spór o ambasadora w Waszyngtonie wciąż tli się jak nieugaszona zapałka, a z konferencji prasowej wybrzmiało „persona non grata” pod adresem premiera. Dyplomacja? Bardziej serial. Pytanie: kto pisze scenariusz i kto ponosi odpowiedzialność.
Spotkanie w Białym Domu, zgrzyt w Warszawie
3 września Karol Nawrocki usiadł z Donaldem Trumpem w Gabinecie Owalnym. To była pierwsza zagraniczna wizyta nowego prezydenta - z mocnym, politycznym rekwizytem: plakatem „You will win”, podarunkiem od gospodarza. Brzmi jak happy end, ale tylko do chwili, gdy przerzucimy kanał z ujęć z Waszyngtonu na ujęcia z krajowej polityki.
Politycy byli podzieleni: jedni chwalili klimat rozmów, inni punktowali chaos organizacyjny i brak elementarnej koordynacji z rządem. I tu zaczyna się właściwa historia: o dyplomacji prowadzonej na dwa głosy.
Wakat w Waszyngtonie
Fakt pierwszy: do składu prezydenckiej delegacji nie dołączono wiceministra spraw zagranicznych - standardowego „łącznika” między Pałacem a resortem. Prezydentowi towarzyszył jedynie dyrektor protokołu dyplomatycznego. To nietypowe i politycznie kosztowne - MSZ podkreśla, że przekazał własne instrukcje i… wciąż czekał na notatkę z wizyty.
Fakt drugi: w Waszyngtonie padły słowa europosła Adama Bielana, że premier Donald Tusk jest w Białym Domu „persona non grata”, a szef MSZ nie jest mile widziany. To komunikat, który w normalnym państwie wywołuje serię pilnych telefonów, a nie serię tweetów.
Fakt trzeci: Polska od miesięcy nie ma ambasadora w USA. Placówkę prowadzi chargé d’affaires Bogdan Klich, co w praktyce oznacza niższą rangę kontaktów i mniej „krótkich linii” do decyzji. Nawrocki zapowiada rozmowę z Radosławem Sikorskim na temat obsadzenia tego stanowiska - dobrze, ale czemu dopiero teraz, po wizycie?
Konsekwencje dla relacji Polska-USA
Co z tego wynika? Po pierwsze, wizerunkowo - gdy jedni robią zdjęcia z plakatem, a drudzy publicznie dezawuują premiera, to nie wzmacnia Nawrockiego, tylko osłabia Polskę.
Po drugie, operacyjnie - brak wiceministra w samolocie oznacza brak szybkich uzgodnień co do sprzętu, pieniędzy i terminów. Po trzecie, instytucjonalnie - dopóki trwa spór o ambasadora, dopóty polska polityka wobec USA będzie chwilami przypominała jazdę bez pilota.
W niedzielnym programie prezydencki minister Błażej Poboży apelował, by „zrobić krok w tył” i natychmiast uzgodnić ambasadora. Zapowiedziano też robocze spotkanie KPRP–MSZ (Przydacz kontra Bosacki). To dobry początek, ale w dyplomacji liczy się nie początek, tylko ciąg dalszy. A ten - jeśli Nawrocki i rząd wreszcie się nie dogadają - będzie bolesny: mniej wpływu przy stole, więcej hałasu na korytarzach.


































