Nowe fakty o Karolu Nawrockim. Dziennikarz śledczy ujawnia kulisy przeszłości prezydenta

Wokół Karola Nawrockiego narasta opowieść, która brzmi jak scenariusz serialu: patriotyczne imprezy, skrajna prawa strona sceny publicznej, a w tle nazwiska z półświatka. Czy to tylko ostre tezy dziennikarza śledczego, czy realny cień nad Pałacem? Sprawdzamy, co w tej historii się klei, a co wciąż jest znakiem zapytania.
Kulisy z Trójmiasta, pytania w Warszawie
Bertold Kittel w rozmowie z Onetem opisał, jak lata 2015–2016 miały wynieść w górę ówczesnego historyka z IPN. Według jego relacji, trójmiejski gangster Olgierd L. finansował „patriotyczne” wydarzenia, na których bywał Nawrocki — m.in. obchody i inicjatywy poświęcone Żołnierzom Wyklętym, czyli członkom antykomunistycznego podziemia po 1945 roku. To właśnie wtedy miało dojść do połączenia świata lokalnych działaczy, polityków i ludzi biznesu, którzy wspólnie budowali narrację o „pamięci narodowej”. Kittel twierdzi, że pieniądze płynęły szerokim strumieniem, a w tle zaczęły pojawiać się wpływy, kontakty i polityczne awanse.
W pewnym momencie młody urzędnik został szefem Koalicji Żołnierzy Wyklętych i — jak wskazuje dziennikarz śledczy — stanął w jednym rzędzie z czołowymi politykami i hierarchami Kościoła. To od tamtej fali zaczęła się jego rozpoznawalność i droga do instytucjonalnych szczytów. Kittel zauważa, że mechanizm był prosty: symboliczny kapitał „patriotycznych” wydarzeń szybko zamieniał się w polityczne wpływy. A dziś, gdy historia wraca w kontekście nowych nominacji, tamte początki nabierają nowego znaczenia.
Olgierd L. ps. Olo, powszechnie znany jako osoba rządząca trójmiejskim półświatkiem, wychodzi na wolność po kilkuletniej odsiadce i nagle angażuje się w promowanie kultu Żołnierzy Wyklętych. A na różnego rodzaju spotkaniach z tym związanych pojawia się, jako gość honorowy, Karol Nawrocki. Kto funduje te imprezy? OIgierd L. Z jakich pieniędzy? Pochodzących z brutalnego biznesu sutenerskiego - powiedział Bertold Kittel.
To jednak nie wszystko
Fakty, które bolą, i fakty, których brakuje
Kittel wylicza: Olgierd L. po wyjściu z więzienia miał inwestować w „patriotyczne” eventy; w Gdańsku prym wiedli ludzie z kręgów skrajnej prawicy i kibicowskich; na salony wjechał pogrzeb „Inki”, a światła reflektorów często kierowały się na Nawrockiego. W rozmowie pada też wątek „bramkarza” – sam Nawrocki przyznał, że pracował w trójmiejskich dyskotekach, ale czy były pod kontrolą grupy Olgierda? Tego nie wiemy; w aktach – jak relacjonuje dziennikarz – pojawiają się „osoby o imieniu Karol”, jednak bramkarze mieli być w hierarchii „najniższą grupą”, łatwą do przeoczenia przez prokuraturę.
Na dokładkę: nominacja ks. Jarosława Wąsowicza na kapelana prezydenta została przez Kittla odczytana jako sygnał lojalności wobec dawnego środowiska. Słowem: dużo sugestii, mało twardych rozstrzygnięć – ale pytań przybywa
Co z tego wynika?
Co z tego wynika i co jeszcze usłyszymy
Po pierwsze, temat „trójmiejskich korzeni” prezydenta nie zniknie – wręcz przeciwnie, będzie powracał przy każdym nowym wyroku lub publikacji dotyczącej dawnych bohaterów tej historii. Każda wzmianka o nich może stać się pretekstem do przypomnienia politycznych i towarzyskich zależności sprzed lat. Wraz z tym wrócą też pytania o decyzje ułaskawieniowe i o to, czy pewne gesty miały wymiar czysto prawny, czy jednak polityczny. To delikatna materia, bo dotyka zarówno wizerunku głowy państwa, jak i jego otoczenia — a w polityce reputacja to waluta, której nie da się łatwo wymienić.
Po drugie, Pałac musi liczyć się z tym, że temat nie zostanie „przykryty” kolejnymi wydarzeniami dnia. Dziennikarze śledczy już zapowiadają, że będą drążyć sprawę: kto płacił, za co, kiedy i kto o tym wiedział. Pojawią się kolejne dokumenty, nowe relacje i próby odtworzenia łańcucha wpływów. Dla opinii publicznej to nie tylko kwestia przeszłości, ale i test na przejrzystość władzy — a ten test dopiero się zaczyna.
Zobacz także: Kultowy przysmak z PRL-u wraca do łask. Ma więcej zalet, niż myślisz


































