Polityczna burza po wypowiedzi Kaczyńskiego. Problemy prezesa PiS

Jarosław Kaczyński znów trafił na czołówki — tym razem nie z programem, tylko z językiem. Podczas miesięcznicy smoleńskiej nazwał protestujących „zbiorem śmieci po Służbie Bezpieczeństwa”. W odpowiedzi aktywista Zbigniew Komosa zapowiada kroki prawne. Czy to tylko kolejny skandal dnia, czy początek sprawy z realnymi konsekwencjami dla prezesa PiS?
Plac Piłsudskiego i polityka na podwyższonym tonie
Scenariusz był znany: wieniec, krótkie przemówienie, kontrmanifestacja. Tyle że tym razem padły słowa, które w sekundę rozgrzały sieć i studia telewizyjne. Kaczyński nie tylko nazwał przeciwników „śmieciami”, ale dorzucił zapowiedź, że „już niedługo” ci ludzie znajdą się w więzieniu. W polityce to klasyczny „przekroczyłem linię? to narysuję nową dalej” — tyle że linie rysują też sądy i paragrafy.
Na personalny wymiar kłótni nałożyła się polityczna sztafeta reakcji. Część obozu PiS broniła prezesa — poseł Paweł Jabłoński w Polsat News nazwał protestujących „bydłem”. To pokazuje, że partia nie tylko nie gasi pożaru, ale jeszcze dolewa benzyny. Takie słowa szybko przenoszą się z placu na salę sądową.
Co dalej?
Paragrafy, które mogą zaboleć
Zbigniew Komosa, stały uczestnik kontrmanifestacji, zapowiada działania prawne po sobotnich słowach prezesa. W rozmowie z „Faktem” mówi wprost.
Będę domagał się kary - stwierdził Zbigniew Komosa.
To nie pierwsze starcie tych panów w sądzie — na 2025 r. wyznaczono już termin w sprawie z prywatnego aktu oskarżenia aktywisty (po incydencie z 2024 r.), a wcześniej Kaczyński odrzucił propozycję ugody. Innymi słowy: ścieżka prawna między nimi jest rozdeptana jak parkowa alejka.
Czy na tym ucierpi PiS?


Jakie może mieć to skutki polityczne?
Jest jeszcze wątek wizerunkowy. Kaczyński ma długą historię ostrych bon motów: „mordy zdradzieckie”, „gorszy sort”, teraz „śmieci”. Każdy taki cytat dokleja łatkę, którą trudno odkleić w kampanii prezydenckiej 2025, gdy PiS będzie potrzebował każdego, nie licząc oczywiście swoich. Kuluarowo słychać, że część strategów partii wolałaby już plan „miękkiego” Kaczyńskiego — ale partia z miękkim prezesem to jak herbata bez wrzątku. A plotkarska wisienka? Sztabowcy podobno mieli gotowe łagodzące oświadczenie — zatrzymało się na etapie „jeszcze chwila”.
Może się z tego zrobić proces, więc temat będzie wracał. Zamiast przeprosin partia wybrała konfrontację.




































