Wyszukaj w serwisie
styl życia programy dzieje się z życia wzięte
Lelum.pl > Dzieje się > Trump w Białym Domu nie zostawił na nim suchej nitki. Teraz polski dziennikarz przerwał milczenie
Alicja Dackiewicz
Alicja Dackiewicz 08.09.2025 09:25

Trump w Białym Domu nie zostawił na nim suchej nitki. Teraz polski dziennikarz przerwał milczenie

Donald Trump
Fot. East News

Wizyta prezydenta Karola Nawrockiego w Białym Domu miała być demonstracją sojuszu i „twardych gwarancji”. Zamiast tego świat obiegł klip, na którym Donald Trump przerywa polskiemu dziennikarzowi i wypowiada słowa, które niejednemu zmroziłyby krew w żyłach. Korespondent Polskiego Radia przerwał milczenie. A my sprawdzamy, skąd wzięła się ta erupcja i co z niej wynika.

Ostra odpowiedź Trumpa

3 września w Gabinecie Owalnym odbyło się spotkanie, które polskie media zapowiadały jako jedno z kluczowych wydarzeń w relacjach Warszawy z Waszyngtonem. Donald Trump przyjął Karola Nawrockiego z pełnym ceremoniałem i zapewnił go, że obecność amerykańskich żołnierzy w Polsce jest niezagrożona. Co więcej, padła sugestia, że kontyngent może zostać nawet wzmocniony. Dla opinii publicznej w kraju zabrzmiało to jak podręcznikowy przykład strategicznej przyjaźni i potwierdzenie, że Polska pozostaje ważnym punktem na mapie bezpieczeństwa USA.

Ten obraz harmonii trwał jednak tylko do momentu, gdy do głosu dopuszczono dziennikarzy. Marek Wałkuski zapytał wprost o brak zdecydowanych działań Stanów Zjednoczonych wobec Władimira Putina i rosyjskiej agresji. Wówczas Trump, w charakterystycznym dla siebie stylu, błyskawicznie porzucił ton dyplomaty i przeszedł w tryb showmana. Zamiast spokojnej odpowiedzi padła ostra riposta, a reporter został publicznie zrugany.

Nagranie z tego momentu obiegło sieć w ekspresowym tempie. Klip z odpowiedzią Trumpa w kilka godzin stał się hitem w mediach społecznościowych – udostępniano go tysiące razy, komentowali zarówno zwolennicy, jak i krytycy prezydenta USA. Spotkanie, które miało być spokojnym potwierdzeniem sojuszu, przerodziło się w medialny spektakl, pokazując, że nawet w starannie reżyserowanych wydarzeniach wystarczy jedno pytanie, by zmienić scenariusz.

Co było dalej?

Co na to Wałkuski?

W centrum sporu była teza o „braku działań” wobec Rosji. Trump wskazał na tzw. wtórne sankcje (czyli uderzanie w państwa i firmy handlujące z Moskwą), wymieniając Indie jako największego kupującego rosyjską ropę poza Chinami; twierdził, że kosztowało to Rosję „setki miliardów dolarów”.

Trump nie zostawił na polskim dziennikarzu suchej nitki, mówiąc mu, że powinien poszukać sobie nowej pracy. 

Nie zrealizowaliśmy jeszcze fazy drugiej ani trzeciej, ale jak mówisz, że nie ma działań, no to chyba powinieneś znaleźć sobie inną pracę - stwierdził Trump.

Wałkuski w rozmowie z „Wyborczą” tłumaczy, że zadał takie pytanie, bo od początku kadencji Trumpa widzi „słabość wobec Putina” i chce konfrontować prezydenta przy każdej możliwej okazji. „Dziennikarz musi mieć grubą skórę” - mówi.

Jako dziennikarz muszę mieć grubą skórę, a więc nie traktuję tego jako personalnego ataku na mnie - powiedział dziennikarz.

Czy reporter zachowa pracę?

Nie bez znaczenia była sceneria. Tego samego dnia Trump publicznie zapewniał o obecności wojsk USA w naszym kraju; w tle przewijała się liczba ok. 8,2 tys. amerykańskich żołnierzy. Twardy przekaz o bezpieczeństwie kontrastował więc z ostrą, osobistą połajanką wobec reportera. 

To coś, co obserwuję, odkąd Trump został prezydentem, czyli jego słabość wobec Putina. Brak zdecydowanych działań wobec niego i wobec Rosji, ustawianie się w pozycji... no, co najmniej pośrodku, między Ukrainą a Rosją. A nawet wykonywanie gestów przyjaznych Putinowi, jak rozkładanie czerwonego dywanu na Alasce, co było przywróceniem Putina na światowe salony dyplomatyczne. [...] To coś, o czym po prostu myślę, co mi nie daje spokoju, co mnie determinuje jako dziennikarza. Chcę konfrontować Trumpa w sytuacjach, w których tylko mam okazję. To mój zawód - dodał dziennikarz.

W Warszawie incydent szybko stał się testem na granice prezydenckiego performansu. Szef MSZ Radosław Sikorski wprost pochwalił pytanie Wałkuskiego i dodał, że sam „z pracy by go nie wyrzucił”. Słowem polskie władze nie kupiły narracji o „pytaniu z tezą”, choć z oczywistych względów nie robiły z awantury politycznego sztandaru podczas strategicznej wizyty.