Tusk wyrzuca ludzi z kraju. Wszystko przez aferę na stadionie

Premier Donald Tusk zagrał ostro: po burdach na PGE Narodowym 63 cudzoziemców ma opuścić Polskę. Brzmi twardo, ale ma też polityczny podtekst — i to nie byle jaki. Kto naprawdę zawinił: publiczność, ochrona, organizatorzy, a może… kalkulacje kampanijne? Kulisy tej historii są głośniejsze niż głośniki na koncercie.
Od koncertu do kryzysu
W sobotni wieczór stolica szykowała się na show białoruskiego rapera Maxa Korża. Zamiast hitów — race, przepychanki z ochroną i groźba przerwania imprezy. Artysta wszedł na scenę spóźniony o półtorej godziny, a tłum kipiał. W sieci krążyły nagrania z trybun, na stadionie pojawiły się także kontrowersyjne symbole — wystarczyło, by internet zapłonął.
Dla rządu to już nie był tylko koncert, lecz test reakcji państwa. (Odezwały się też głosy o „prowokacjach” i „politycznych emocjach”, czyli klasyka gatunku przy wielkich zgromadzeniach). Koncert odbył się 9 sierpnia w Warszawie.
Donald Tusk zareagował.
Mówię tu o zamieszkach i aktach agresji i pewnych prowokacjach na Stadionie Narodowym w czasie koncertu białoruskiego rapera. Doszło tam do zdarzeń absolutnie niepotrzebnych i które wymagały szybkiej reakcji - powiedział premier.
Donald Tusk ma plan
We wtorek Donald Tusk podał liczby: wobec 63 osób wszczęto postępowania o opuszczenie kraju — w prostych słowach: decyzje o wydaleniu, dobrowolnie lub pod przymusem. W tej grupie według rządu jest 57 Ukraińców i 6 Białorusinów (niektóre redakcje pisały o 58 Ukraińcach — wygląda na zwykłą literówkę).
Jednocześnie policja podsumowała akcję: 109 zatrzymanych, 50 mandatów na łączną kwotę ok. 11,5 tys. zł, 38 wniosków do sądu. To nie są drobne porządkowe — wśród zarzutów: niedozwolone substancje, wtargnięcia, pirotechnika, czy też naruszenie nietykalności ochrony.
Otrzymałem właśnie informację, że wobec 63 osób jest wszczęte postępowanie o opuszczeniu kraju. Będą musiały opuścić kraj dobrowolnie lub pod przymusem - dodał Tusk.


Polityczna kalkulacja i spokój
Tusk podkreślił, że „zero tolerancji” nie może zmienić się w ataki na Ukraińców. To test dla państwa i dla naszej rozmowy w mediach i sieci. Rząd chce pokazać szybkie działanie: są decyzje i kary. Opozycja pyta, kto odpowiadał za bezpieczeństwo i co zrobił organizator.
Jest też tło: prawie pięć lat temu Białorusini protestowali po sfałszowanych wyborach, więc w Warszawie pojawiło się wielu Białorusinów mieszkających za granicą — było ich widać na trybunach. Kto politycznie zyska? Ten, kto utrzyma spokój i nie podkręci emocji. Teraz decyzje należą do policji i prokuratury.




































