Wymarzona wycieczka zakończona tragedią. O tym mówiła cała Polska
O wydarzeniach, które w 1961 roku rozegrały się w Kazimierzu Dolnym, grzmiały media w całej Polsce. W ciepły czerwcowy dzień grupka piątoklasistów wraz z nauczycielką udała się nad Wisłę. Wydarzenia, które tam się rozegrały, do dziś są uważane ze jedną z największych tragedii, która miała miejsce w naszym kraju. Jej okoliczności są wstrząsające. Zginęło 13 dzieci. Co stało się z kobietą, która pełniła nad nimi pieczę?
Na wycieczce do Kazimierza Dolnego doszło do niewyobrażalnej tragedii
Czerwiec to miesiąc, który w większości szkół wygląda tak samo. Kojarzy się z wycieczkami, zajęciami na świeżym powietrzu i gorączkowym poprawianiem ocen przed końcem semestru. Uczniom trudno skupić się na nauce przez coraz ładniejszą i cieplejszą pogodę, dlatego nauczyciele organizują im różne wyjazdy, które są miłą odskocznią od siedzenia w książkach.
23 czerwca 1961 roku grupka piątoklasistów ze Szkoły Podstawowej nr 17 przy ul. Krochmalnej w Lublinie wybrała się na wycieczkę do Kazimierza Dolnego. Z informacji opublikowanych przez “Kurier Lubelski” dowiadujemy się, że wyjazd był zaplanowany w ramach nagrody dla grupki uczniów, którzy osiągnęli najlepsze stopnie. Większość mediów sugeruje, że było ich 28, natomiast niektóre źródła mówią o aż 50. Dziećmi opiekowały się 3 nauczycielki. Plan wycieczki obejmował wspinaczkę na basztę, zwiedzanie spichlerza, podróż na Górę Trzech Krzyży, a także kąpiel w Wiśle. Ostatni punkt programu zakończył się tragicznie.
Miał niespełna 3 lata i zaginął na greckiej wyspie Kos. Poszukiwania trwały latami “Policja powinna się wytłumaczyć”. Pomyłka przy śledztwie Iwony Wieczorek?Nie wszystkie dzieci wróciły z wycieczki. Odbył się zbiorowy pogrzeb
29-letnia wówczas Jadwiga H. była nauczycielką wychowania fizycznego. To ona udała się z grupką dziećmi nad Wisłę, by te mogły zażyć kąpieli. Wycieczka znajdowała się pomiędzy schroniskiem Polskiego Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawczego a kamieniołomami. Woda była płytka, sięgała uczniom do kolan. Dzięki temu byli oni w stanie przejść przez nurt na środek rzeki, do wysepki, która była oddalona od brzegu o ok. 120 metrów. Dzieci przez pewien czas pozostały na niej, bawiąc się. Następnie cała grupa, trzymając się za ręce, ruszyła w dół rzeki. Sytuację przez cały czas nadzorowała nauczycielka.
Niestety, chwilę później doszło do tragedii. Jedna z dziewczynek zaczęła się topić. Jadwiga H. próbowała jej pomóc, jednak w międzyczasie inne dziecko zaczęło tracić grunt pod stopami. Pozostali uczniowie, widząc, co się dzieje, rozpierzchli się w panice na wszystkie strony. W niektórych miejscach woda była bardzo głęboka, więc wpadały w nią i zaczynały się topić. Nurt rzeki niósł je coraz dalej i dalej. Nauczycielka nie była w stanie uratować wszystkich dzieci.
Miejsce, w którym utonęło aż 13 dzieci, nie było strzeżone, więc nie było tam ratowników. Nie wiadomo, gdzie w tym czasie znajdowały się pozostałe 2 nauczycielki. Ciała uczniów, które wyłowiono z Wisły, przeniesiono do kościoła św. Anny. Ich zbiorowy pogrzeb odbył się 27 czerwca 1961 roku. W ceremonii uczestniczyło mnóstwo osób, które poruszyła ta straszna tragedia.
ZOBACZ TEŻ: Przeżyła własną śmierć. Zanim wróciła, widziała te trzy rzeczy
Co się stało z nauczycielką, która była świadkiem tragedii na Wiśle?
Dyrektorka szkoły, do której uczęszczały dzieci, została skazana na 3 miesiące więzienia w zawieszeniu za wysłanie zbyt licznej grupy dzieci na wycieczkę bez należytej opieki. Nauczycielki, które były nieobecne, gdy wydarzyła się tragedia, zostały przeniesione do innej szkoły. Jadwiga H. poniosła największą karę ze wszystkich. W dniu tragedii kobieta próbowała utopić się w Wiśle z rozpaczy, jednak została powstrzymana przez milicjanta. Przez sąd została skazana na 3,5 roku więzienia, ale na wolność wyszła już po 8 miesiącach.
Według niektórych źródeł Jadwiga H. trafiła później do szpitala psychiatrycznego, jednak informacje te zostały obalone przez lubelskiego dziennikarza, Krzysztofa Załuskiego. Mężczyzna wielokrotnie opisywał dramatyczne wydarzenia, które rozegrały się na Wiśle w Kazimierzu Dolnym. Okazuje się, że udało mu się nawet spotkać z nauczycielką.
Pojechałem do niej w 2017 roku. To wtedy była ponad 80-letnia kobieta. Przemiła osoba. Wpuściła mnie do mieszkania, miała łzy w oczach. Powiedziała, że ta historia naznaczyła piętnem całe jej życie, że wstaje każdego ranka i widzi ten dzień i te dzieci. Nie chodziła jednak po mieście z misiami czy lalką, nie oszalała, chociaż jej los był bardzo ciężki. Mówiła mi, że jak mantrę powtarza jedno zdanie, 'Boże skoro ich zabrałeś do siebie, to miałeś w tym jakiś cel i one są tam szczęśliwe – opowiedział w rozmowie z portalem “Kobieta XL”.
Jadwidze H. udało się znaleźć pracę po wyjściu z więzienia. Do swojej emerytury zajmowała się organizacją zajęć sportowych dla młodzieży. Jak donosi “Interia”, kobieta zmarła w wieku 89 lat na początku 2021 roku.