Wyszukaj w serwisie
styl życia programy dzieje się z życia wzięte
Lelum.pl > Dzieje się > Ambasador USA przerywa milczenie. Zdradziła powody nieobecności Nawrockiego
Klaudia Tomaszewska
Klaudia Tomaszewska 19.08.2025 11:48

Ambasador USA przerywa milczenie. Zdradziła powody nieobecności Nawrockiego

Nawrocki i Zełeński
KAPiF

W Waszyngtonie rozmawiali o wojnie i pokoju, a w Warszawie – o tym, kto powinien był polecieć. Gdy europejscy liderzy siadali przy stole z Donaldem Trumpem i Wołodymyrem Zełenskim, w kraju rozkręcała się licytacja na „czyja to wina”. Do gry weszła Georgette Mosbacher. Była ambasador USA w Polsce powiedziała wprost, dlaczego – jej zdaniem – Polaków zabrakło w Białym Domu. I zabolało.

Co się wydarzyło w Waszyngtonie?

W poniedziałek, 18 sierpnia, Joe*… a właściwie Donald Trump przyjął w Białym Domu Wołodymyra Zełenskiego, a potem – w rozszerzonym gronie – europejskich przywódców. Temat: możliwe ramy rozejmu i gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. To spotkanie naprawdę się odbyło, z godzinami w oficjalnym harmonogramie i zdjęciami sprzed Gabinetu Owalnego. 
 

Polski przy stole liderów nie było – co potwierdzały relacje mediów i wpis szefa MSZ Radosława Sikorskiego. Pałac Prezydencki tłumaczył, że prezydent Karol Nawrocki ma własną wizytę w USA 3 września i wcześniej uczestniczył w konsultacjach online. Polityka lubi jednak obrazy: na wspólnym zdjęciu z Białego Domu biało-czerwonej flagi brak.

Mosbacher: „To raczej wina Polski”

I tu wchodzi Georgette Mosbacher, cała na czerwono. W „Debacie Gozdyry” w Polsat News powiedziała bez owijania w bawełnę: 

Prawdopodobnie jest to wina Polski, bardziej niż kogokolwiek innego. Macie nowego prezydenta, jego administracja dopiero się zadomawia. Czekali na zaproszenie do Białego Domu. 

Mówiła też, że była „rozczarowana”, iż prezydent Polski nie pojawił się obok Zełenskiego i Trumpa. Twardo i jasno.
 

W tym samym czasie wicepremier Sikorski przypominał w sieci, że „do Białego Domu zaprasza prezydent USA” i apelował, by „uprzywilejowane relacje” prezydenta Nawrockiego z administracją Trumpa działały na rzecz Polski. Dla kontekstu polecamy nasz tekst o kulisach rozmów Trump–Zełenski i „koalicji chętnych” (czyli ad hoc grupie państw gotowych działać poza formalnymi strukturami). Tam widać, jak wyglądała zachodnia ława.

Co to znaczy dla Warszawy?

Po pierwsze, dyplomacja nie znosi próżni. Gdy inni siadają razem w Białym Domu, nieobecność Polski sama w sobie jest komunikatem – nawet jeśli Kancelaria Prezydenta wskazuje na wcześniejsze telekonferencje i rychły termin wizyty 3 września. Zdjęcia i listy obecności żyją dłużej niż tłumaczenia. 
Po drugie, Mosbacher nie jest urzędnikiem tej administracji, ale zna jej „temperaturę”. Jej diagnoza – że to „raczej nasza wina” – to zimny prysznic, nie atak. W praktyce oznacza: mniej czekania na zaproszenia, więcej zabiegania o formaty, w których decydują się gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy i architektura regionu. A to są sprawy, w których Polska – z racji położenia i potencjału – powinna być nie petentem, lecz współgospodarzem.
 

I po trzecie, polityczny morał. Spory Warszawa–Warszawa („rząd kontra Pałac”) nie budują nam krzesła w Waszyngtonie. Budują je ciągłość kanałów, szybka decyzja i obecność. Bo w tej grze – o pokój i o wpływy – puste miejsce przy stole zajmuje natychmiast ktoś inny. A wtedy nagłówki o „Białym Domu bez Polski” same się piszą.