Kolejna wpadka Nawrockiego. TAK zachował się podczas ważnej uroczystości

Najpierw oficjalny start prezydentury 6 sierpnia i orędzie w Sejmie, potem nerwowa lekcja ceremoniału w Święto Wojska Polskiego, a na koniec — publiczne „przepraszam” podczas prezentacji doradców. Karol Nawrocki w kilka dni zaliczył pełne spektrum emocji: od triumfu po wizerunkowe potknięcia. Oto uporządkowane fakty i kulisy, które rozgrzały polityczną Warszawę.
Karol Nawrocki prezydentem Polski
Karol Nawrocki wygrał drugą turę wyborów prezydenckich minimalną, ale wystarczającą przewagą nad Rafałem Trzaskowskim. Państwowa Komisja Wyborcza, po zliczeniu 100% obwodów, wskazała 50,89% dla nowego prezydenta i 49,11% dla rywala — finał, który odwrócił wieczorne narracje po exit pollach sugerujących zwycięstwo Trzaskowskiego. Międzynarodowe media pisały wprost: to rezultat, który grozi okresami politycznego klinczu z rządem Donalda Tuska, bo prezydenckie weto w polskim systemie potrafi zamrozić część reform.
6 sierpnia, zgodnie z konstytucyjnym kalendarzem, Karol Nawrocki złożył przysięgę przed Zgromadzeniem Narodowym, wygłosił pierwsze orędzie i — symbolicznie — przejął pałacową schedę po Andrzeju Dudzie. W orędziu akcentował suwerenność i bezpieczeństwo, a także — co zarejestrowały kamery — ton bardziej podniosły niż polemiczny, co komentatorzy odczytali jako chęć dania sobie „stu dni spokoju” w relacjach z parlamentem.
Nie zmienia to faktu, że w tle słychać było pytania o kierunek polityki wobec Unii Europejskiej oraz o to, jak nowa głowa państwa poukłada współpracę z Radą Ministrów. Jedno jest pewne: mandat wyborczy jest świeży, a oczekiwania — ogromne. W tej części układanki ważne są i liczby, i rytuały: liczby dają legitymację, a rytuał 6 sierpnia — instytucjonalny ciężar urzędu. Ciężar, którego Nawrocki ewidentnie nie znosi najlepiej.

Wpadka Nawrockiego na Święcie Wojska Polskiego
Zaledwie kilka dni po zaprzysiężeniu przyszło Święto Wojska Polskiego — dzień, w którym każdy gest głowy państwa jest fotografowany i komentowany w zwolnionym tempie. To wtedy Karol Nawrocki zaliczył pierwszą głośną „wpadkę” nowej prezydentury. Podczas uroczystości gen. Stanisław Koziej, były szef BBN, publicznie skorygował zachowanie prezydenta wpisem w serwisie X, zwracając uwagę, że „nie można stać w rozkroku podczas grania hymnu” ani podczas przyjmowania żołnierskiego meldunku.
Do krytyki dołączył Janusz Sibora, ekspert od protokołu — i w sekundę zrobił się medialny wykład z postawy zasadniczej. Warto dodać, że tegoroczne obchody miały dla Nawrockiego dodatkowy ciężar: dzień wcześniej w Belwederze wręczał nominacje generalskie, a 15 sierpnia wygłaszał swoje pierwsze świętopaństwowe wystąpienie do wojska, w którym akcentował etos służby oraz dziękował żołnierzom i dowódcom. Eksperci od komunikacji niewerbalnej dostrzegli jednocześnie „kołysanie” — nawyk interpretowany jako objaw tremy, choć mowa była o przemówieniu spójnym i głośno oklaskiwanym.
Sama „reprymenda” generała nie dotyczyła treści, ale formy: ułożenia nóg, postawy wobec sztandaru, detali, które w wojskowym ceremoniale mają znaczenie większe, niż laikom się wydaje. Politycznie? To klasyczny chrzest bojowy nowego zwierzchnika sił zbrojnych: jeden błąd staje się memem, ale i pretekstem, by otoczenie błyskawicznie doszlifowało prezydencki protokół. W tej układance równocześnie widać potencjał i pośpiech: dobre słowa do wojska — i drobiazgi, które przykleiły się do nagłówków.
To nie był, niestety, koniec pechowej passy prezydenta.
Wpadka Karola Nawrockiego na uroczystości powołania doradców
Gdy kurz po defiladzie jeszcze nie opadł, w Pałacu doszło do kolejnego momentu, który rozszedł się po serwisach politycznych. Podczas uroczystości powołania prezydenckich doradców Karol Nawrocki zakończył przemówienie, przeszedł do ustawiania się do wspólnego zdjęcia — i nagle w kuluarach zrobiło się nerwowo.
Okazało się, że w protokolarnym wyliczeniu nazwisk zabrakło jednego z doradców. Prezydent wrócił więc do mównicy i wprost powiedział:
„Przepraszam za pominięcie pana Łukasza Witka”.
Ten drobny gest, choć wizerunkowo kosztowny, był potrzebny i — mówiąc potocznie — odciął tlen potencjalnej „aferze o lekceważenie współpracowników”. Jednocześnie uwypuklił coś ważnego: prezydencki kalendarz i tempo nominacji są tak intensywne na starcie kadencji, że obsługa ceremoniału staje się testem nie tylko dla głowy państwa, lecz także dla zaplecza organizacyjnego Kancelarii. W praktyce najgorsze, co można by zrobić, to brnąć — stąd dobrze, że pojawiło się „przepraszam” i dopięcie listy.
Dla porządku — to nie pierwszy raz, gdy „lista nazwisk” bywa miną pod nogami polityków, ale rzadko widzimy tak szybkie i klarowne sprostowanie na żywo. Na koniec pozostaje pytanie: czy Pałac wyciągnie z tych pierwszych tygodni wnioski organizacyjne, by kolejne nominacje brzmiały już tylko jak mocny komunikat, a nie jak mem?



































