Trump zaskoczył wszystkich. To, co zrobił przy Zełenskim, wprawiło w osłupienie

Wizyta Wołodymyra Zełenskiego w Waszyngtonie miała mówić o wojnie i pokoju, a zapamiętamy z niej też… daszki. Po sierpniowym szczycie Trump–Putin na Alasce prezydent USA zebrał europejskich liderów i Ukraińca w Białym Domu. Rozmowy były poważne, zdjęcia – efektowne. A na deser Trump wyciągnął swój ulubiony rekwizyt. I to nie był traktat.
Waszyngton po Alasce
Scena została ustawiona wcześniej: 15 sierpnia Donald Trump spotkał się z Władimirem Putinem w Anchorage. Było czerwone podium, przeloty samolotów i… brak przełomu. Właśnie po tym chłodnym „ociepleniu” do stolicy USA przyleciał Zełenski, a wraz z nim europejscy przywódcy – od Macrona po Starmera – by pchnąć rozmowy o bezpieczeństwie Ukrainy i ewentualnym rozejmie.
Trump, który od kilku dni sygnalizował chęć doprowadzenia do trójstronnego spotkania z Putinem, grał rolę gospodarza i reżysera tego spektaklu. Reuters relacjonował, że amerykański prezydent deklarował gotowość USA do udziału w gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy – czyli realnych zobowiązaniach i dostawach sprzętu, które odstraszają agresora.
Twarde ustalenia i miękka rekwizytornia
Zełenski po rozmowach chwalił „produktywny” format i jedność Zachodu; padły też liczby – w tle krąży pakiet uzbrojenia rzędu dziesiątek miliardów dolarów oraz amerykańskie wsparcie dla europejskich gwarancji. Właśnie tak buduje się „polisę” dla Kijowa, zanim Ukraina wejdzie do NATO. Jednocześnie Trump forsuje pomysł trójstronnych rozmów z Putinem i Zełenskim.
A teraz moment, który wywołał zbiorowe uniesienie brwi: po oficjalnej części Trump oprowadził Zełenskiego i Macrona po gabinecie-zapleczu, gdzie pokazał… kolekcję swoich czapek – od „Make America Great Again” po „4 More Years”.
To jednak nie wszystko. O czym mówi się w kuluarach?
Co to zmienia i o czym szumią kuluary?
Politycznie ważniejsze od pamiątek są znaki na mapie: Europa naciska na gwarancje dla Ukrainy, a Trump podsuwa format rozmów, w którym sam byłby nie tylko gospodarzem, ale i rozgrywającym. Londyn i Paryż koordynują dalsze kroki w ramach nieformalnej „koalicji chętnych”, szykując debriefing po waszyngtońskim maratonie – bo bez twardych gwarancji każdy rozejm byłby jak parasol z dziurą.
Zełenski, pytany o terytoria, powtarza swoje „nie”: granice nie są monetyzowane. I tu właśnie widać napięcie między pragnieniem „szybkiego pokoju” a rzeczywistością frontu.
A taki pokaz kolekcji czapek? Na pewno działa na kamery. A w dyplomacji, zwłaszcza tej telewizyjnej, obrazek potrafi ważyć więcej niż akapit ustaleń.


































