Nagrała straszną wiadomość i zniknęła. Nagle powiedzieli o niej w radiu
Joanna Brylowska miała przed sobą świetlaną przyszłość. Nienaganna, świetnie ucząca się dziewczyna, która kończyła dwa kierunku studiów, miała udać się na zasłużone stypendium do włoskiej Genui. Ostatecznie nigdy tam nie dotarła. Do dziś nie wiadomo, dlaczego nagle wybrała inny kierunek.
Joanna Brylowska miała jechać do Włoch na stypendium
Joanna studiowała równolegle ekonomię i psychologię. W obydwu tych dziedzinach radziła sobie na tyle dobrze, że przed piątym rokiem nagrodzono ją stypendium, które oznaczało naukę we włoskiej Genui. Kobieta była tym zachwycona. By poduczyć się włoskiego, udała się wcześniej na Sycylię, gdzie podjęła się pracy sezonowej. Przed rozpoczęciem nauki, wróciła jednak do Polski.
Już wtedy zaczęła się zachowywać podejrzanie. Zerwała z chłopakiem, z którym była od 4 lat. Bliscy mówili, że odbierała też telefony i rozmawiała z kimś po włosku. Można było przypuszczać, że po prostu znalazła tam kogoś i wiedziała, że związek na odległość z dotychczasowym partnerem nie wypali. Do Genui nigdy się jednak nie wybrała.
Rozpłynęła się w powietrzu. Wstrząsające odkrycie ws. zaginionej Jowity "Syn zabrał mnie w tropiki tylko w jednym celu. Nic nie zobaczyłam, a on bawił się w najlepsze. Śmiał mi się w twarz"Joanna Brylewska - zaginięcie
13 września 2004 roku, tuż przed wyjazdem do Włoch, Brylewska miała wyjść na dyskotekę, by po raz ostatni zabawić się z miejscowymi znajomymi. Jeszcze o 23.00 wysłała bratu SMS, w którym informowała, że prawdopodobnie nie wróci na noc. Niepokój pojawił się rano, gdy okazało się, że nie spała u swoich znajomych. Co gorsza, zgłosił się jej były, który twierdził, że otrzymał na skrzynkę głosową wiadomość od Joanny. Ta miała prosić o rozmowę, bo chciała go usłyszeć “ostatni raz”.
Policja w pierwszej chwili zbagatelizowała zgłoszenie rodziny o zaginięciu, więc bliscy postanowili przeszukać komputer dziewczyny w poszukiwaniu poszlak. Jak się okazało, ta wykupiła bilet na prom do Szwecji, który odpływał właśnie 13 września. Dzięki późniejszej interwencji służb udało się dotrzeć do monitoringu ze statku. Widać na nim Brylewską. Nikt jej nie towarzyszył. Nie wiadomo, co stało się z nią po dobiciu do szwedzkiego portu.
Dedykacja w radiu
Z kolejnymi mijającymi miesiącami rodzice stopniowo tracili nadzieję, aż nagle wydarzyło się coś zupełnie niespodziewanego. Mama kobiety usłyszała w radiu, jak ktoś dedykuje piosenkę “Yesterday” zespołu The Beatles właśnie Joannie Brylewskiej ze Sztokholmu. Dane kobiety i szwedzkie miasto nie mogły być przypadkiem. Matka od razu skontaktowała się z radiem i dostała numer mężczyzny, który prosił o dedykację.
Ten w rozmowie z nią przyznał, że spotkał Joannę w Sztokholmie. Ta miała wówczas pracować jako jego sprzątaczka. Matce zaginionej udało się nawet spotkać z mężczyzną osobiście, ale ten twarzą w twarz nie był już taki pomocny. Miał zażądać zapłaty za dalsze informacje. Trop się urwał.
Po latach do akcji wkroczyła fundacja “Zaginieni przed laty”. Dokładne wyniki jej śledztwa nie są znane, ale nieoficjalnie mówi się, że udało się potwierdzić, że Brylewska faktycznie uciekła do Szwecji i tam też mieszka. Nie wiadomo jednak, czy ostatecznie kontaktowała się z rodziną. Nawet jeśli to prawda, dalej nie wiemy, dlaczego zdecydowała się na tak nagłą zmianę w swoim życiu.