Samotny koń biegał po drodze ekspresowej! Jest nagranie

Koń na drodze ekspresowej - brzmi jak scenariusz reklamy, a wydarzyło się naprawdę. We wtorkowy wieczór osiodłany rumak bez jeźdźca wpadł na S19 przy węźle Lublin Szerokie i przez kilkaset metrów dyktował tempo całej trasie. Kierowcy przyhamowali, telefony poszły w ruch, a krótkie nagranie z „gwiazdą” dnia błyskawicznie rozlało się po sieci.
Czytaj więcej: https://lelum.pl/samotny-kon-biegal-po-drodze-ekspresowej-jest-nagranie-ad-kj-240825
Kulisy galopu na S19
Niecodzienny „debiutant” pojawił się na jezdni tuż po godz. 18. Ekspresówka nagle zwolniła do prędkości spacerowej, a samochody utworzyły kordon, który miał odciąć zwierzę od pędzących pasów. Brzmi jak choreografia z planu teledysku i dokładnie tak wygląda na filmikach.
Koń na drodze ekspresowej, osiodłany, pobiegł w stronę zjazdu i zniknął z głównej nitki obwodnicy Lublina. Według drogowców zwierzę przejęto później na pobliskiej drodze wojewódzkiej nr 830. Na szczęście koń na drodze ekspresowej został bezpiecznie odprowadzony do właściciela.
Filmy, które obiegły sieć
Choć całe zajście trwało zaledwie kilka chwil, jego potencjalne skutki mogły być naprawdę tragiczne. Zderzenie samochodu jadącego z prędkością 120 km/h z ważącym pół tony koniem w większości przypadków nie pozostawia złudzeń – zarówno dla kierowcy, jak i zwierzęcia. Tym razem jednak los połączył się z rozsądkiem ludzi za kierownicą.
Zamiast gwałtownej reakcji i chaosu na jezdni, kierowcy wykazali się wyjątkowym opanowaniem. Zadziałały światła awaryjne, płynne wytracanie prędkości i zachowanie odpowiedniego odstępu między pojazdami. Dzięki temu ruch na ekspresówce nie zamienił się w serię niekontrolowanych manewrów, które mogłyby skończyć się karambolem.
Jak reagować w takich sytuacjach?
Nawet wysokie ogrodzenia i specjalne zabezpieczenia przy drogach szybkiego ruchu nie dają stuprocentowej gwarancji, że na trasie nie pojawi się zwierzę. To realne zagrożenie zarówno dla kierowców, jak i dla samych zwierząt. Dlatego tak ważne jest zachowanie zimnej krwi w chwili spotkania z nimi. Eksperci przypominają, że zasady są jasne i nie warto kombinować: przede wszystkim nie należy używać klaksonu. Dla konia czy innego dużego zwierzęcia to sygnał alarmowy, który prowokuje do panicznej ucieczki, a w praktyce oznacza niekontrolowane ruchy na jezdni.
Drugim krokiem jest unikanie wyprzedzania – nagły manewr może zakończyć się tragicznie. W zamian trzeba natychmiast zwolnić i w miarę możliwości zatrzymać pojazd w bezpiecznym miejscu. Ostatni, ale kluczowy element to wezwanie odpowiednich służb. To one dysponują narzędziami i procedurami, które pozwalają na szybkie i bezpieczne odprowadzenie zwierzęcia.
W przypadku, który wydarzył się w województwie lubelskim, taki właśnie scenariusz zadziałał wzorowo. Kierowcy zachowali spokój, służby pojawiły się na miejscu, a całe zdarzenie zakończyło się szczęśliwie. Nikt nie ucierpiał, a spłoszony koń bezpiecznie wrócił do swojego właściciela.


































