Policjant aż złapał się ściany. To rozegrało się na oczach dwójki dzieci

Nocny wybuch gazu przy ul. Częstochowskiej na warszawskiej Ochocie zakończył się tragedią. Mężczyzna, który ucierpiał w eksplozji z 24/25 sierpnia, zmarł po kilku dniach walki o życie. Zostawił żonę i dwoje małych dzieci. Eksplozja była tak silna, że powypadały szyby, a część mieszkańców trzeba było ewakuować. Śledczy wyjaśniają, co dokładnie stało się w tym mieszkaniu.
Noc, huk i płomienie: co wydarzyło się przy Częstochowskiej
Do zdarzenia doszło około 1:13–1:15 w nocy z niedzieli na poniedziałek. W jednym z lokali przy Częstochowskiej 11/15 doszło do wybuchu gazu: okna wyleciały z ram, uszkodzone zostały też zaparkowane auta.
Z budynku ewakuowano 30–35 osób. Ranny lokator zdołał wydostać się z mieszkania, ale trafił do szpitala w stanie krytycznym z rozległymi, około 80-procentowymi oparzeniami. 3 września zmarł. Osierocił dwoje dzieci w wieku 4 i 7 lat.
Śledztwo: prokuratura sprawdza każdą minutę i każdy zawór
Sprawę prowadzi policja pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Postępowanie toczy się w kierunku sprowadzenia zdarzenia powszechnie niebezpiecznego (art. 163 §1 pkt 1 i 3 k.k.).
Zgon pokrzywdzonego nastąpił 3 września, śledztwo jest na wstępnym etapie; oczekujemy opinii z zakresu pożarnictwa — przekazał rzecznik prokuratury, prok. Piotr Antoni Skiba.
Dwa mieszkania wyłączono z użytkowania; biegli zabezpieczają ślady i dokumentację budynku.
Rodzina w żałobie
Żona zmarłego została sama z dwojgiem małych dzieci. Sąsiedzi i znajomi organizują wsparcie — trwa internetowa zbiórka na najpilniejsze potrzeby rodziny i odbudowę życia po katastrofie.
Miasto i służby komunalne deklarują pomoc lokatorską, a śledczy nadal weryfikują przyczyny eksplozji: od instalacji po ewentualne błędy ludzkie.


































