W takim stroju pojawił się na pogrzebie Soyki. Ludzie aż przystawali

Cichy kościół na Saskiej Kępie, prośba rodziny o spokój i ostatnia droga na Powązki. Pogrzeb Stanisława Soyki odbywa się w wyjątkowych okolicznościach – z państwową oprawą, ale bez celebryckiego zgiełku. Mamy szczegóły ceremonii i kulisy decyzji bliskich. Jedna osoba pojawiła się w dość ciekawym stroju.
Cicha msza, wielkie nazwisko
W samo południe, 8 września, w kościele Matki Bożej Nieustającej Pomocy przy ul. Alfreda Nobla 16 rozpoczęła się msza za artystę. To adres dobrze znany Soyce — mieszkał tu przez lata, a saska atmosfera zawsze była mu po drodze. O 14:00 urna z prochami ma spocząć na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, w Alei Zasłużonych.
To scenariusz prosty, godny i bez zbędnego przepychu, choć z państwową oprawą i obecnością oficjalnych delegacji. Publiczność – od przyjaciół po fanów – przyszła pożegnać głos, który towarzyszył nam w najważniejszych momentach.
Rodzina wcześniej miała jedną prośbę.
Stanisław Soyka pożegnany
Ledwie kilka dni wcześniej bliscy wystosowali apel: zero zdjęć z bliska, zero łowów paparazzich, jedynie skupienie i modlitwa. Ta reguła „bez fleszy” nadaje ton całej uroczystości. Przypominamy: informowaliśmy już o ich prośbach oraz o planowanej kameralności pożegnania, gdy potwierdzano termin i miejsca ceremonii.
W samym sercu mszy znalazł się muzyczny akcent – o 13:00 Józef Skrzek zaśpiewał „Zmartwychwstanie”, a gdy z kościoła wyprowadzano urnę, w nawie zapadła ta gęsta cisza, którą pamięta się latami. Taki detal mówi więcej niż setki wieńców: środowisko żegna swoje legendy dźwiękiem.
Na pogrzebie pojawiło się wiele osób, w tym oczywiście najbliżsi zmarłego. Swoją obecność zaznaczył również Tomasz Sikora, lecz w dość niecodziennym stroju.
Tomasz Sikora na pogrzebie Soyki
Wśród żegnających pojawił się fotograf Tomasz Sikora — bez krawata, za to w koszulce i spodniach. Prosty, codzienny strój (pasiasta koszulka, ciemne spodnie) tylko podkreślił ton uroczystości: bez przepychu, blisko człowieka.
I choć pogrzeb Stanisława Soyki miał państwową oprawę, obecność artystów ubranych „po swojemu” przypomniała, że środowisko sztuki rządzi się własnym dress codem — skromnym, autentycznym, dalekim od czerwonego dywanu.



































