13-godzinny dzień pracy. Nowe przepisy wejdą w życie już niedługo

Grecki rząd znów namieszał w europejskiej debacie o etacie. Po 6-dniowym tygodniu pracy z 2024 r. idzie krok dalej: „13-godzinny dzień pracy w Grecji” ma stać się legalną opcją – i to nawet w układzie czterodniowym, bez skracania łącznego czasu pracy. Ateny mówią o „modernizacji” i łataniu braków kadrowych, związki – o „powrocie do średniowiecza”. Pierwsze starcie już było latem, finał pakietu rząd zapowiada na wrzesień.
Kolejne zmiany w Grecji
Gospodarka Grecji, zwłaszcza turystyka, od miesięcy szuka rąk do pracy. Po wprowadzeniu 1 lipca 2024 r. możliwości 6-dniowej pracy w wybranych branżach (limit 48 godzin tygodniowo i +40% za szósty dzień) rząd premiera Kyriakosa Mitsotakisa przeszedł do kolejnej fazy reformy.
Teraz na stole leży 13-godzinny dzień pracy – jako „narzędzie elastyczności”, które ma rozłożyć godziny w dłuższych zmianach, a potem „odbić” je w innych dniach. Związki zawodowe odpowiedziały ostro: „średniowiecze” i protesty na ulicach. I trudno się dziwić – Grecy i tak należą do najdłużej pracujących w UE.
Jak miałoby to wyglądać?
13-godzinny system pracy
Podstawą pozostaje zwykły etat, czyli 8 godzin dziennie. „Do 13 godzin” to możliwość wydłużenia zmiany w wyjątkowych sytuacjach – z zachowaniem kluczowych bezpieczników. Po pierwsze, tygodniowy limit średnio 48 godzin (liczony w okresie rozliczeniowym, czyli w ustalonym okienku czasu, w którym sprawdza się, czy średnia tygodniowa nie została przekroczona). Po drugie, co najmniej 11 godzin nieprzerwanego odpoczynku między zakończeniem jednej a rozpoczęciem kolejnej zmiany. Po trzecie, nadgodziny płatne ekstra – a gdy firma użyje 6. dnia w tygodniu, wchodzi wyższa stawka (dodatkowa dopłata do pensji).
W skali roku nadgodzin ma być ograniczona pula (to hamulec przed ciągłym „dociąganiem” zmian). Uwaga na „czterodniowy tydzień”: w greckiej wersji to nie skrócenie czasu pracy jak na plakatach, tylko zgranie godzin w 4 dłuższe dniówki – pensja i „etat” zostają takie same, ale dzień pracy bywa dłuższy. I jeszcze jedno: rozwiązania tego typu zwykle wymagają wyraźnej zgody pracownika i jasnego grafiku, by inspekcja pracy mogła sprawdzić, czy firma nie omija przepisów.
Co to oznacza dla pracowników?
Co będzie dalej?
Jeśli zmiany wejdą w życie w zapowiadanej formie, kluczowe staną się dwie rzeczy: dokumenty i kontrola. Po stronie pracownika – pisemna zgoda, czytelny grafik i rejestrowanie godzin (aplikacja, lista, system w firmie). Po stronie pracodawcy – pilnowanie 11-godzinnej przerwy, limitów tygodniowych i dodatkowych płatności. Dla branż z sezonowym szczytem (hotelarstwo, gastronomia, logistyka) może to oznaczać łatwiejsze łatanie grafików; dla związków – powód, by bacznie patrzeć na ręce. W najbliższych tygodniach rząd ma doprecyzować szczegóły i zakres sektorów, a związki szykują kolejne negocjacje.
Jeżeli będzie szerokie stosowanie 13-godzinnych zmian, spór wróci jak bumerang: zwolennicy wskażą na wyższe wypłaty w sezonie, krytycy – na ryzyko przemęczenia. Na razie warto pamiętać: „13-godzinny dzień pracy w Grecji” to projekt z bezpiecznikami, który ma działać wtedy, gdy naprawdę jest potrzebny – i tylko tam, gdzie prawo i umowa na to pozwalają.






































