Szokujące doniesienia z USA! Trump jednak zmienił zdanie. Wygadał się

Waszyngton zaciąga hamulec ręczny. Według „Guardiana” Donald Trump ma „na razie” odsunąć się od roli gospodarza rozmów między Kijowem a Moskwą. Zamiast forsować własny plan, ma poczekać, czy Wołodymyr Zełenski i Władimir Putin w ogóle usiądą sami do stołu. Co to znaczy dla Kijowa, Kremla i Warszawy? Tu robi się ciekawie.
Zmiana kursu po „gorącym” tygodniu
Jeszcze na początku tygodnia Trump przechwalał się, że „rozpoczął przygotowania” do spotkania Zełenskiego z Putinem, a potem – do szczytu trójstronnego z udziałem USA. Teraz – jak relacjonuje „Guardian” – Biały Dom przechodzi w tryb „poczekajmy i zobaczmy”, zostawiając pierwszy ruch Kijowowi i Moskwie.
W jego radiowej rozmowie padło nawet zdanie, że chce „zobaczyć, co się wydarzy” na takim dwustronnym spotkaniu. Dwustronny format to po prostu rozmowa tylko dwóch liderów.
O co tak naprawdę toczy się gra?
Fakty i liczby: o co grają strony
„Guardian” odnotowuje, że rosyjskie warunki twardnieją: Moskwa domaga się prawa weta wobec „zagranicznej interwencji” po wojnie – w praktyce hamulca na europejskie gwarancje bezpieczeństwa (czyli pakiet stałych dostaw broni, szkolenia i nadzoru, bez formalnego wejścia do NATO).
Jednocześnie to wciąż Kreml nie potwierdził, że do spotkania Putin–Zełenski w ogóle dojdzie, mimo sygnałów po waszyngtońskich naradach.
Chcę po prostu zobaczyć, co się wydarzy na spotkaniu. Oni są w trakcie jego ustalania i zobaczymy, co się stanie - powiedział Donald Trump.
Co to oznacza dla Kijowa i Warszawy?
Co to znaczy dla Kijowa i Warszawy
Dla Ukrainy „odwrót” USA od mediacji to miecz obosieczny. Z jednej strony mniej okazji, by Moskwa rozgrywała Amerykanów przeciw Europie; z drugiej – ryzyko, że dwustronny format ustawi agendę po myśli Kremla, a zachodnie gwarancje ugrzęzną w konsultacjach. Polska? Wciąż gra z ławki rezerwowych, choć – jak słyszymy w kuluarach – część europejskich stolic przepycha pomysły miejsc i scenariuszy spotkania (w obiegu padała m.in. Genewa).
Trump tymczasem wyprowadza klasyczne polityczne „zwody” na własnym boisku: punktuje Bidena w mediach, a w dyplomacji sprawdza, kto pierwszy mrugnie.


































