Tragiczny finał poszukiwań, z rzeki wyłowiono ciało. Cała Polska tonie we łzach razem z rodziną
Letni spływ kajakowy w Jarnicach zakończył się dramatem. W sobotnie popołudnie z rzeki Liwiec wydobyto ciało młodego mężczyzny. Choć wszystko wskazywało na beztroską zabawę, finał tej historii poruszył nie tylko uczestników wydarzenia, ale i służby ratunkowe. Co tak naprawdę wydarzyło się na wodzie?
Chwila nieuwagi i nagłe zniknięcie
Zdarzenie miało miejsce 5 lipca w okolicach miejscowości Jarnice (woj. mazowieckie). Grupa znajomych wzięła udział w zorganizowanym spływie kajakowym, który miał być częścią wieczoru kawalerskiego. W pewnym momencie jeden z uczestników, według świadków, wpadł do rzeki i nie wypłynął. Na miejsce natychmiast wezwano służby ratunkowe.
Do akcji ruszyło pięć zastępów straży pożarnej, w tym specjalistyczna jednostka nurków ze Sokołowa Podlaskiego. Po krótkich, ale intensywnych poszukiwaniach, z wody wydobyto ciało mężczyzny. Lekarz, który przybył na miejsce, mógł tylko stwierdzić zgon.
Kapok był... ale nie na nim
Jak poinformowała Prokuratura Okręgowa w Siedlcach, mężczyzna nie miał na sobie kamizelki asekuracyjnej. Głębokość rzeki w miejscu, gdzie go odnaleziono, wynosiła około trzech metrów. Ustalono również, że kapok znajdował się wewnątrz kajaka — nie założony, jak nakazują przepisy bezpieczeństwa.
Wstępne ustalenia nie wskazują, by doszło do przestępstwa, ale sprawa wciąż jest wyjaśniana. Trwa analiza przebiegu wydarzeń oraz przesłuchania świadków. Śledztwo prowadzi policja pod nadzorem prokuratora.
Śledztwo trwa
Z racji na szczególny status zmarłego — jak potwierdzono, był on żołnierzem zawodowym — na miejsce zdarzenia przybyła także Żandarmeria Wojskowa. Służby nie podają jednak szczegółów dotyczących tożsamości ofiary ani pełnych okoliczności tragedii.
Mieszkańcy okolic Jarnic nie kryją szoku. Rzeka Liwiec, popularna wśród kajakarzy i turystów, stała się tłem dramatycznego wydarzenia, które może posłużyć jako bolesne przypomnienie: na wodzie nie ma miejsca na lekkomyślność.
